piątek, 7 września 2018

piąta godzina


Bogowie wiedzą: śmierć jest nieszczęściem.
Inaczej chętnie umieraliby sami.
— Safona


Sakura nie przepadała za zakładem karnym — głównie ze względu na persony, jakie tutaj trzymano — ani za salami przesłuchań. Od lat ich nie konserwowano, czemu dowodziła rdza osadzona na blaszanych elementach tu i ówdzie, a także wilgoć zjadająca ściany. Dziewczyna wyraźnie wyczuwała nieprzyjemny zapach; natychmiast skojarzyła go ze starą studnią. Przez chwilę zastanowiła się nawet, czy rozstawieni po kątach wartownicy zdołali do niego przywyknąć. Nie zadręczała się tym jednak zbyt długo, gdyż jej uwagę przykuwała dziewczyna siedząca naprzeciwko, od której oddzielał ją jedynie jasny stolik.
Asuka Hattori, wyrachowana członkini organizacji zwaną Dozu, w bezruchu obserwowała swoją ofiarę. Niewzruszonym, a zarazem do bólu przenikliwym spojrzeniem, kryminalistka całkiem nieświadomie miażdżyła lichą pewność młodej Haruno. Nie dała jednak poznać po sobie, że odwaga znikała z jej serca z każdą sekundą. Zamiast tego w milczeniu lustrowała kruczoczarne włosy, gdzieniegdzie dopieszczone czerwienią. Zakrywały drobne ramiona i niepokaźne piersi; na myśl przywodziły piekło. Natomiast ciemne, diabelskie oczy kazały Sakurze myśleć, że Asuka mogłaby być córką samej bogini Shi.
To nawet by się zgadzało, pomyślała kunoichi. Jedna zabija, druga zabiera duszę do swojego mrocznego królestwa.
Czuła się przy niej taka mała. Bezbronna. Właściwie to zapomniała nawet, co chciała powiedzieć. Wzrok zbrodniarki pochłaniał ją bez końca. Tłamsił i poniewierał. Im dłużej Sakura siedziała w milczeniu, niespokojnie wodząc po twarzy rozmówczyni, tym lepiej Asuka rozumiała, zarazem radując się i niemal tonąc w narastającej satysfakcji.
Buzię zabójczyni szybko pokrył sardoniczny uśmiech. Uśmiech psychopaty, który dodatkowo zdeptał Sakurę. Mijały tak kolejne minuty, a Hattori coraz bardziej utożsamiała się z Panią Śmierci, prawie doprowadziwszy młodą Haruno do płaczu. Ginęła w tym nieprzyjaznym, surowym pomieszczeniu, zamknięta niczym w klatce, z kobietą o dłoniach zbroczonych krwią, teraz tak po prostu się do niej uśmiechającą, wcześniej nakładając na nią wyrok śmierci.
Do której miało dojść za niespełna dwie godziny.
Wtedy usłyszała podły chichot i naraz oprzytomniała. Myliła się. Odwaga nie znikała, a ustępowała innemu — zupełnie innemu — uczuciu. Drżała i łzy cisnęły się do jej oczu, lecz nie z braku pewności. To nadmiar emocji, gromadzonych aż od momentu przebudzenia, szukał ujścia.
Nienawiść burzyła myśli Sakury, otulała i chłonęła umysł. Wiedziała: w jej sercu nie było już strachu. Natychmiast odzyskała mowę, więc kiedy ponownie wbiła wzrok w tęczówki Asuki, hardo i nieugięcie, warknęła:
Ty suko. — Wstała z niewygodnego, drewnianego krzesła, nie mogąc dłużej wysiedzieć w miejscu. — Mam nadzieję, że przegnijesz tym miejscem do cna zanim zetną ci głowę.
A ja żałuję, że nie dopracowaliśmy tej trucizny — powiedziała Asuka. — Przynajmniej umierałabyś w cierpieniach i nie miałabyś siły kłapać tą jadaczką.
Haruno patrzyła na nią z góry, niemal wgniatając w ziemię i zabijając spojrzeniem. W żadnym wypadku słowa kryminalistki nie przygasiły zapału dziewczyny. Wręcz przeciwnie — zachęciły do dalszej wymiany zdań.
Jak odkręcić działanie tego gówna? Jaki jest skład?
Cisza to jedyne, co przez pierwsze kilkanaście sekund napotkała Sakura. Lustrowała ładną twarz Asuki, czekając na odpowiedź i modląc się do Unmei o szybkie rozwiązanie sprawy.
Nie odkręcisz. Nie da się. Składu nie podam.
Pieprzenie. Na pewno się da, innej możliwości nie ma. Podaj skład.
Od razu usłyszała odmowę. Niemniej nie zamierzała się poddać, choć w głębi czuła, że jej marne nadzieje były co najmniej naiwne i najpewniej wyjdzie stąd z niczym.
Kiedy ty mi to właściwie zrobiłaś? — Naprawdę nie wiedziała. Odkąd powiadomiono Haruno o losie, jaki ją spotkał, nie mogła przypomnieć sobie momentu, w których ową substancję wprowadzono do jej organizmu. Nie znalazła żadnych zranień czy innych śladów, choć w sumie nie oglądała swojego ciała zbyt dokładnie.
Senbon. Nosimy tylko broń pokrytą Roku. Tak nazwaliśmy truciznę. Każde senbon stanowiło wyrok. Rzuciłam kilkoma w waszą stronę, jedno z nich drasnęło cię w bok, czego nawet nie zauważyłaś.
Sakura natychmiast rozpięła bluzę i podwinęła beżową koszulkę, jaką miała pod spodem. Z uwagą przyjrzała się jasnej skórze, aż wypatrzyła delikatną rysę zaraz pod żebrami. Przeklęła siarczyście. Chwila nieuwagi zmieniła w s z y s t k o.
Poprawiła bluzkę, zapięła suwak. Opuściła ręce wzdłuż ciała, ponownie usiadła na krześle i bezwiednie zacisnęła palce na kolanach.
Musi być na to jakieś lekarstwo.
Cholera jasna — syknęła członkini Dozu. — Nie ma! Zrozum. Zresztą Roku nie było nawet dopracowane, jak już mówiłam. Plan był taki, aby potencjalna ofiara przez te sześć godzin zwijała się z bólu i dopiero umarła. Póki co stworzyliśmy tylko coś, co jedynie zabija i nie ma na to sposobu.
Dotąd odnotowano siedem przypadków nieśmiertelnych — zauważyła Haruno. — Co mogło sprawić, że przeżyli?
Nie wiem — odparła szczerze. — Sami byliśmy zdziwieni, gdy trafiła się pierwsza osoba uodporniona na Roku. Prowadziliśmy badania, ale nie wykryliśmy nic, co mogłoby dać odpowiedź.
Kunoichi skinęła głową. Wzrok z uporem wbijała w podłogę, rozważając przeróżne możliwości.
Co powiesz na układ? Podasz skład, otrzymasz wolność. Nikt nie posądzi cię o dokonanie tylu przestępstw. Po prostu cię wypuszczą i będziesz mogła uciec. — Strażnicy obstawieni w kątach pokoju obruszyli się; zszokowały ich słowa Sakury. Asuka również przyglądała się jej badawczym spojrzeniem. Przemyśliwszy propozycję w zaledwie parę sekund, odparła:
Nie masz takiej mocy, żeby uniewinnić mnie po tym, czego się dopuściłam. Nie jestem kretynką.
Mylisz się. Hokage wyraził na to zgodę.
Możliwe ocalenie jednego życia za narażenie na zagładę kolejnych? Pieprzenie — stwierdziła. — Mówię: nie. Poza tym, Różowa. Nie zostało ci wiele czasu, prawda? Obudziłaś się parę minut temu? A może godzin? Radzę ci spożytkować czas, którego masz przecież bardzo mało, na inne sprawy. Nie znajdziesz sposobu, nie łudź się. Tylko marnujesz to, co ci zostało.
Haruno przemilczała wypowiedź dziewczyny, bowiem doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Kontrolnie zerknęła na zegarek zostało osiemnaście minut do piętnastej. Naraz zagryzła policzki i przysięgłaby na wszystkich bogów: poczuła oddech Śmierci na karku. We własnej osobie. Nie myślała nawet, żeby się odwracać.
Powiedz mi ostatnią rzecz. Dlaczego? Po co wam to było?
Robiliśmy to dla przyjemności — odpowiedziała bez zastanowienia. — Żeby poczuć, jak to jest decydować o czymś takim jak ludzkie życie. Żeby napawać się tą bezradnością. Wiesz, jakie to niesamowite uczucie, gdy patrzę teraz na ciebie i wiem, jak bardzo motasz się wewnątrz siebie i błagasz w duchu o litość? To naprawdę przezabawne! — Śmiech Asuki rozległ się po sali.
Haruno jednym ruchem odrzuciła stolik, oddzielający od siebie obie kobiety, gdzieś w bok. W następnej sekundzie stała nachylona nad morderczynią, kurczowo trzymając za kołnierz jej brudno-wrzosowej bluzki. Wartownicy nawet nie zdążyli zareagować, lecz nie trwało to długo. Po pomieszczeniu szybko rozległ się odgłos wysuwanych z kabur mieczy.
Hej, ty! Nie zapominaj, gdzie jesteś — warknął jeden z nich, wysoki, muskularny szatyn. Szare oczy obrzucały ją ostrzegawczym, surowym spojrzeniem. — W tej chwili masz zostawić więźnia i opuścić to miejsce, bo inaczej pogadamy. Chyba nie chcesz kłopotów.
Dziewczyna wyśmiała mężczyznę w myślach, jednocześnie sycąc się wyraźnie widocznym zaskoczeniem w diabolicznych tęczówkach Hattori. Ciężkie kajdany oplatały jej nadgarstki, skazując na bezbronność wobec górującej kunoichi. Ta natomiast z narastającą satysfakcją przyglądała się niepewności na twarzy osoby, która zadecydowała o jej życiu; osoby, której całą sobą nienawidziła.
Powtórzę jeszcze raz: zostaw więźnia i opuść to miejsce. W innym razie będziemy musieli cię aresztować — mówił, natomiast jego głos umykał gdzieś w tle obu kobietom.
Skurwysynów nie brakowało. W istocie nie brakowało, ponieważ historia zawsze uwielbiała udowadniać, że myślących o zabawie w bogów, było na pęczki. Dlatego kiedy Sakura puściła kołnierz Asuki, powiedziała tylko:
Skurwysyny. Później splunęła jej prosto w twarz i wyszła.
Kiedy znalazła się na zewnątrz, nasunęła — właściwie już przemoczony — kaptur na głowę. Kroczyła Konohą pogrążoną w nieustającym deszczu. Przez chwilę żałowała, że nie zabrała parasolki, ale ostatecznie nie miało to już żadnego znaczenia. Szła przed siebie, pozornie bez konkretnego celu, ale zagłębiając się w zakamarki uczuć i wspomnień szybko go odnalazła. Pod bramą cmentarza.
Nie spieszyła się, świadoma goniącego ją czasu. Ani myślała, żeby gnać na złamanie karku przez miejsce spoczynku dusz; miejsca, w którym należyty był szacunek, zaś spokój i nostalgia odgrywały ważne role. Wprawdzie miała jeszcze priorytetową rzecz do dokończenia, a minuty wciąż leciały, ale musiała jeszcze zebrać w sobie dozę odwagi i siły. Otoczenie owiane melancholią uznała za odpowiednie.
Koniec końców, prawdopodobnie miała wrócić tu w naprawdę niedalekiej przyszłości.
Zatrzymała się pod Statuą Woli Ognia. Czerwień, po której spływały grube krople, odznaczała się na tle szarej płyty, wychodząc na pierwszy plan. Rzeźba symbolizująca palący żywioł przypominała o najważniejszych wartościach, iskrzących w sercach shinobi z Konohy.
Miłość. Wiara. Ojczyzna.
Odkąd pamiętała, gdy wyobrażała sobie swój koniec, widziała dwa obrazy. Pierwsza perspektywa niosła za sobą poświęcenie w obronie przyjaciół na polu bitwy. Najbardziej chwalebne odejście z tego świata, wyrażające o człowieku więcej niż całe jego życie. Druga opcja należała do tych zwyczajnych, zarazem najprzyjemniejszych; śmierć w starczym wieku, w otoczeniu dzieci i wnucząt. Tak po prostu. Nie sądziła, że będzie to wyglądać zgoła inaczej, że przez nieuwagę i truciznę pożegna się z życiem.
Niespodziewanie targnął nią szloch. Żałowała. Wyrzucała sobie nieostrożność. Myślała, że już zdążyła oswoić się z sytuacją, lecz im dalej w las, tym ciężej to znosiła, choć zawzięcie przed tym uciekała. Rozejrzała się wokół, sunąc wzrokiem po zadbanych grobach całego mnóstwa ludzi. Niesłabnący deszcz wnikał w ziemię, w której mieszał się z wylanymi tutaj przez te wszystkie lata łzami.
Ostatnim razem odwiedziła cmentarz niedługo po zakończeniu IV Wielkiej Wojny Shinobi. Doskonale pamiętała, z jaką stratą zmagali się jej uczestnicy. Wraz z przyjaciółmi wiele tygodni spędzili na wspieraniu Ino i Shikamaru oraz opłakiwaniu Nejiego Hyūgi, a także wielu innych.
Przygryzła wargę.
Sasuke-kun, pomyślała. Nie potrafiła wyobrazić sobie ciężaru, jaki nosił w sercu. Pewnej nocy zwierzył jej się ze wszystkich myśli, kłębiących się w jego głowie po utraceniu rodziny, ale wiedziała, że to za mało, żeby prawdziwie poczuć to samo i w pełni zrozumieć.
Naraz uświadomiła sobie, co powiedziała Tsunade. Zanim wyszła ze szpitala, zapytała jej jeszcze, czy Sasuke wciąż przebywał w wiosce.
Nie wiem — odpowiedziała.
Piąta nie wyraziła ani grama zaskoczenia obecnością Uchihy w Konoha. Nawet o to nie zapytała. Kakashi przecież zakazał Sakurze mówienia o jego wizycie komukolwiek, ale Senju wiedziała. A skoro ona o tym wiedziała...
Och, Naruto — mruknęła sama do siebie. Nie zająknął się ani słowem na temat przyjaciela, co nie leżało w naturze Uzumakiego. Dlatego nawet go o nic nie podejrzewała.
Sakura zaś znała Sasuke. Lepiej niż mógłby przypuszczać i tego, czego była najbardziej w świecie pewna, to że nie stronił od ludzi tylko dlatego, że tak bardzo upodobał sobie samotność.
Sasuke Uchiha nienawidził poczucia straty.
Dlatego dawniej zrywał więzi zanim zostały zbudowane.
Ze ściskiem w gardle ruszyła przez alejki cmentarza. Zbliżała się do wyjścia, kiedy spojrzała na zegarek i z przerażeniem stwierdziła, że miała niewiele ponad godzinę. Godzinę na w s z y s t k o.
Po przekroczeniu bramy przystanęła jeszcze na chwilę i odwróciła się. Obrzuciła spojrzeniem drogę między nagrobkami. W pierwszym odruchu chciała przetrzeć oczy, ale zamiast tego zamrugała kilkakrotnie. Stał tam. Daleko, daleko stąd, na samym końcu chodnika. Czekał i obserwował z rozkoszą — Upiór o błogiej, ponurej twarzy. Uśmiechał się do niej.
Zacisnęła pięść i pobiegła. W stronę zupełnie przeciwną niż Śmierć, morderczym tempem, bez zastanowienia. Zdeterminowana jak nigdy. Wbiegła w kolejną już kałużę, znowu pozwalając wodzie nalać się do butów. Wyjący wiatr zsunął kaptur z głowy Sakury, a mokre pasemka przyklejały się do jej twarzy.
Gwałtownie skręciła w ostatnią uliczkę dzielącą ją od Sasuke.
Po dotarciu na miejsce, zaczęła nerwowo pukać w drzwi.
To ten moment, pomyślała. Powiem mu wszystko. Wszystko. Nie poddam się.
W końcu otworzył.
Sakura.
Uważnie zmierzył przemoczoną dziewczynę wzrokiem. Nic nie mówił, jedynie patrzył. Być może nawet nie wiedział, co mógł powiedzieć, a być może zwyczajnie nie chciał. A może czekał na to, co zamierzała przekazać mu Sakura.
Wzięła głęboki wdech, czując oszalałe uderzenia serca.
Bum. Bum. Bum.
Sasuke-kun, musimy porozmawiać — zaczęła. — Musimy.
Niczego nie musimy.
Zmarszczyła groźnie brwi. Wtargnęła do środka, bez ostrzeżenia, popychając Uchihę w głąb przedsionka. Kątem oka spostrzegła mokre ślady na podłodze, najpewniej pozostawione przez nią niedawno. Po chwili jednak straciły jej zainteresowanie.
Musimy — powtórzyła. — Musimy, bo została mi już tylko godzina. I ty o tym wiesz. Wiesz, co się stało. Rozmawiałeś z Naruto, prawda?
Nie odpowiedział. Zamiast tego zamknął drzwi i rzucił jej przeciągłe spojrzenie.
Wiedziałam.
Ruszył w stronę swojego pokoju przez salon, nieśpiesznie, niemal ociężale. Sakura nie odstępowała go na krok. Próbowała skupić się na delikatnych ruchach jego pleców i silnych ramion. Na próżno. Bała się jak jeszcze nigdy w życiu. Zarazem poczuła nagły przypływ siły, kiedy tylko odwrócił się gwałtownie i wbił czarne oczy w jej, zielone.

K O N I E C   G O D Z I N Y   P I Ą T E J


2 komentarze:

  1. Aaaaaaaa!
    Ale się dzieje! Matko bosko!
    Ciekawe ciekawe ciekawe! Zupełnie wróciła mi wiara w Sasuke, poważnie. On o wszystkim wiedział i pewnie jej żałował, dlatego był takim chamem.
    A może i nie
    Z Uchihą to nigdy nic nie wiadomo.
    Ale nagła myśl Sakury na prawdę natchnęła mnie nadzieją, że dla tego głupiego mściciela jest jeszcze jakaś szansa. Albo to ja mu ją ciągle daje, tak po prostu..
    No nie wiem
    Szkoda mi Sakury i tego, jak bardzo cierpi.. Ale jednocześnie sądzę, że jak na osobę która zginie za równe 60 minut i tak jest wybitnie spokojna i w miare opanowana.
    Zobaczymy co pokaże następny rozdział.
    Ostatni, jak sądzę.... :<

    Dzięki za tą 5 godzinę.
    Czekam na 6... ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Przez praktyki na uczelni ciągle tracę głowę i zapominam nadganiać nowe rozdziały. Ale jestem i co? Szczęka mi opada!
    Nadal nie mogę przestać być pod wrażeniem klimatu jaki stworzyłaś w tej historii. Czuję się zahipnotyzowana aurą smutku, powagi i niemej rozpaczy otaczającej bohaterkę.
    Oprócz tego nadal chylę czoła za formę jaką wybrałaś. Zamknięcie fabuły każdego rozdziału w godzinie, jest niezmiernie trudne do rozplanowania. Momentami fabuła ciągnie się przez to jak gorący asfalt, który przyczepił się do buta, jednak z drugiej strony tworzy ciekawy całokształt.
    Nie mogę doczekać się kolejnej części! Bardzo się cieszę, że Sakura zdecydowała się jednak na rozmowę i jestem zaskoczona i nieco zirytowana Naruto, który nie potrafi trzymać języka za zębami.
    Odkrywasz uczucia Sasuke jak i innych bohaterów, o których nie często pisze się w fanfikach. Dajesz mi nadzieję, że SasuSaku ma jeszcze szansę na przeżycie w blogosferze!

    OdpowiedzUsuń

LAYOUT BY OKEYLA