piątek, 17 sierpnia 2018

druga godzina


Śmierć nie jest wydarzeniem z życia,
śmierci się nie przeżywa.
— Ludwig Wittgenstein


Z niewyobrażalnym trudem przyszło Sakurze pożegnać dom. Ani razu nie podążyła wzrokiem za rodzinnym budynkiem, choć musiała zwalczać silną pokusę. Postawiła dopiero kilka kroków, a już tak strasznie tęskniła. Myśl o dniu, który miał nie nadejść, o wspomnieniach, które więcej się nie powtórzą czy rodzicach, których już nigdy nie zobaczy, napawała ją przerażeniem. Pustoszyła umysł. I choć rozpacz przygniatała serce kunoichi, nie potrafiła płakać. Brakowało jej na to sił — wyprano ją z wszelkich emocji. Nie odwróciła się więc; szła przed siebie bez ustanku, poturbowana i otępiała. Taiyō natomiast postąpiła inaczej — zupełnie nie jak na boginię słońca przystało. Uciekła. Zgasiła promyk nadziei i choć Sakura z całego serca modliła się do niej, ta nie odpowiadała. Zamilkła.
Sasuke-kun.
Pragnęła go zobaczyć. Ostatni raz tonąć w ukochanej czerni. Móc go dotknąć. Poczuć. Znów wypełnić swoje serce ciepłem i miłością — a później odejść. Po cichutku, w samotności.
Gdzie mam cię szukać, Sasuke-kun?, zastanawiała się. Gdzie jesteś?
Deszcz wzmógł na sile. Sakura chwyciła za suwak bluzy, którą włożyła zaraz po prysznicu, i zasunęła go pod samą szyję, jakby miało ją to schronić. Opuściła wzrok na zegarek. Jedenasta siedemnaście wybiła już kilka minut temu — pierwsza godzina minęła nieodwracalnie. Machinalnie ścisnęła pasek przerzuconej przez ramię beżowej torby, w której trzymała wszystkie ważne dokumenty.
Sakura-chan! — Kunoichi przystanęła. Wbiła oczy w przestrzeń, daleko przed siebie, z cieniem ulgi. W następnej sekundzie biegła do Naruto, łudząc się, że zrzuci kamień z jej serca. Jakże się myliła. Zrozumiała to dopiero, kiedy przylgnęła do jego klatki piersiowej, dygocząc i... czując oddech Śmierci. — Chciałem odwiedzić cię w szpitalu, ale babunia powiedziała... Uciszyła go szybkim ruchem ręki. Zrobiła krok w tył, wypełzając z kojących objęć i spojrzała w błękitne oczy. Dopatrzyła się w nich jedynie smutku. Tego konkretnego rodzaju — sugerującego nieuniknione. Nawet Naruto nie wierzył, że... A może to Sakura zwątpiła na tyle, że wszędzie zauważała jedynie koniec?
Strapiona mina przyjaciela nie pokrzepiała — tego jednego była pewna.
Ruszyli przez opustoszałą Konohę, wymieniając zwięzłe zdania. Mówili cały czas, nie pozwalając ciszy wkraść się między nich; cóż za strata by to była. Zmieniło się to dopiero, gdy dotarli do Ichiraku Ramen wtedy przerwali na chwilę, aby złożyć zamówienie na wynos. Chłopak błyskawicznie, wręcz machinalnie wybrał zupę ze swoją ulubioną pastą. Sakura natomiast głowiła się nad rodzajem ramenu trochę dłużej.
Naruto, jako prawdziwy weteran ramenu, przez lata zasmakował wielu odmian ulubionej potrawy i chyba nigdy nie doszło do tego, żeby któraś mu nie podeszła. Ofertę Ichiraku Ramen znał na pamięć, choć tak właściwie wcale nie musiał. Tak daleko jak Sakura sięgała pamięcią, najczęściej stawiał na odmianę zupy z dodatkiem miso. Zupełnie jak tym razem.

Skwar letniego dnia atakował zewsząd. Nie dziw więc, że zmęczeni, młodzi genini co rusz ocierali pot z czoła. Słońce goniło każdy ich krok i gorliwie spiekało ramiona, a także twarze.
Trzeci powinien lepiej przyglądać się prognozom pogody, gdy wysyła kogoś na misje — prychnął Naruto, krzyżując ramiona na piersi. — Przy takiej temperaturze ciężko jest choćby myśleć!
Zdaje się, że tobie przy każdej temperaturze jest ciężko — skwitował Sasuke, idąc kilka kroków przed przyjacielem. Szedł spokojnym tempem, nie racząc nikogo spojrzeniem. Ręce ostentacyjnie wcisnął w kieszenie spodni, ukazując swą ignorancką postawę wobec Uzumakiego. Szybko jednak musiał je wyjąć, żeby móc zachować pion — bowiem Naruto obeszła sarkastyczna uwaga Uchihy i postanowił się zemścić; pchnął więc przyjaciela.
Naruto! — krzyknęła Sakura. Drobna, ale silna piąstka dziewczyny szybko wbiła się w burzę blond włosów. — Zostaw Sasuke-kun! — Natychmiast zawtórował jej sam Sasuke, który zwyzywał przyjaciela od młotków i debili. Naruto z kolei zaczął się odgrażać.
Krzyki drużyny szybko przerwał śmiech Mistrza, obserwującego zajście.
Naruto, tak bardzo chciałeś iść na ramen. Nie narażaj się Sakurze i nie prowokuj jej, żebyś ostatecznie nie wylądował w szpitalu — parsknął Kakashi. Na genina podziałało to niczym kubeł zimnej wody; wzmianka o ukochanym jedzeniu zawsze skutecznie odwracała jego uwagę od wszystkiego innego.
Racja! Po udanej misji koniecznie muszę zjeść ramen z miso! W końcu przyszły Hokage musi być najedzony, żeby dobrze myśleć!

Krótkie wspomnienie z wczesnych lat wywołało u Sakury blady uśmiech. Tak, Naruto naprawdę od lat zajadał się tą odmianą.
— Poproszę to samo — powiedziała w końcu, a Ayame, córka właściciela, przyjęła zamówienie, dodając coś o zniżce dla bohatera wioski. Nie słuchali jednak jej słów, pogrążeni w swoich myślach. — Pamiętam, jak przychodziliśmy tu po prawie każdej misji — wyrwało się bezwiednie młodej Haruno, wytrwale wpatrującej się w podłogę. Chwilę później przeniosła wzrok na okno, nie zwracając uwagi na chłopaka. Nie zależało jej na tym, żeby jej słowa do niego dotarły.
Wbrew wcześniejszym prognozom i chmurom, deszcz ustępował z minuty na minutę, jakby ktoś wysłuchał prośby ludzi. Uliczki Konohy zdobiła już zaledwie mżawka. W związku z tym mieszkańcy szybko przebudzili się do życia i zaczęli krążyć między straganami.
— Przyjdziemy tu jeszcze nieraz — zapewniał Naruto, ale uszom Sakury słowa niemalże umykały. Tak naprawdę jej serce wręcz błagało o krztę samotności i spokoju. Z kolei sama Haruno, przeklinając w duchu boginię Shi, układała w głowie plan na najbliższe godziny.
W końcu wydano im zamówione posiłki, zapłacili i wyszli z lokalu. Zaczęli machinalną wędrówkę przez wioskę — dziewczyna szła przodem, nie będąc jednak pewną, dokąd chciałaby pójść. Szła po prostu w jednym kierunku i nie wiedziała, czy prowadzą ją nogi czy też serce.
W końcu dotarli do parku i przystanęli obok ławki. Oczy Sakury niemalże ją zapiekły, gdy zrozumiała, dokąd przyszła. W tym miejscu dotarło do niej wiele mocnych, budujących słów, które wspominała każdej nocy długimi latami i które pamiętała do dziś. To tutaj poznała pierwszą przyjaciółkę, pierwszą osobę, gotową o nią walczyć. W tym parku, przy tej dróżce pośród drzew, trawy i bożków urodzaju, poznała Ino Yamanakę.
Natychmiast opadła na drewnianą ławkę — świadka rozpoczęcia rywalizacji między nią a Ino o Sasuke. Wciąż stała w tym samym miejscu, ta sama, niezmieniona podczas wszelkich renowacji okolicy. Wprawdzie była mokra od deszczu, ale dziewczyna jakby tego nie zauważyła; i tak już wystarczająco zmokła.
W ślad Sakury szybko poszedł Naruto i zajął miejsce tuż obok. Położył plastikową reklamówkę na kolanach i wyciągnął z niej dwa opakowania z zupą — jedno wcisnął przyjaciółce. Nim je otworzyła, zerknęła jeszcze na zegarek i ujrzała jedenastą czterdzieści trzy. Zagryzła policzek od wewnątrz, odkleiła wieko opakowania i dołączonymi pałeczkami wsunęła makaron do buzi.
— To do mnie nie dociera, Sakura-chan. — Zrezygnowane westchnienie przecięło powietrze. — Ci z Doku znają recepturę trucizny. Gdyby to z nich wyciągnąć... Dałoby się sporządzić antidotum. Choć i tak myślę, że wcale nie będzie potrzebne. Bo ty nie umrzesz. Nie. Umrzesz. Sakura-chan.
Obserwowała poczynania przyjaciela — to jak uporczywie wbijał wzrok w ramen, jak grzebał w nim pałeczkami, zajadał się nim w najlepsze i jak bezwiednie marszczył brwi. Nie miała serca mówić mu, że nawet gdyby zdradzono im tę recepturę — a ludzie tacy jak ci z Doku nigdy by tego nie zrobili — najpewniej nie zdążyliby zebrać potrzebnych składników i sporządzić lekarstwa. I nie mieliby pewności, że mogłoby zadziałać.
Ponadto wciąż czuła powiew na karku, który zapewniał, że za kilka godzin przejdzie przez bramy królestwa Shi. Sakura Haruno wiedziała, że nie ma dla niej ratunku i niebawem przeminie niczym wspomnienie.
— Miałam taki zamiar — skłamała. — Udać się do któregoś z członków tej organizacji i ich wypytać. A może Ibiki Morino już coś wyciągnął. — Ponownie w jej ustach wylądował smakowity makaron, a po chwili upiła trochę zupy. — Nie możemy być jednak niczego pewni, Naruto. Dlatego... Dlatego proszę cię, żebyś przekazał to reszcie, gdyby mi się nie udało.
Odstawiła opakowanie po ramenie na ławkę i wsunęła dłoń do kieszeni spodni. Po chwili wysunęła z niej złożoną kartkę, aby przekazać ją Naruto. Przyjął list i trzymając go w dłoni, zacisnął mocno pięść. W końcu przytaknął i schował świstek w kieszeni bluzy.
Wiatr zawiał srogo, rozwiewając związane, wciąż wilgotne włosy młodej kunoichi. Poczuła się, jakby sam Kaze — kuzyn Shizena, bóg wiatru — otulił ją swymi ramionami. Według legend był podstępny, zakochany w bogini urodzaju Rimawari, która swoje serce oddała Shizenowi, i tylko w jej obecności okazywał coś więcej niż chciwość, jakby próbował jej udowodnić swoją dobroć.
Naraz Sakura zadrżała, czując przemarznięcie niemal do szpiku — odeszło jednak szybko, ponieważ objął ją Naruto.
— Nie zostawisz nas.
Odwzajemniła uścisk w milczeniu. Zamiast tego pomyślała sobie, jak cudownie byłoby, gdyby był tu także Sasuke.
Gdzie jesteś, Sasuke-kun? Czy nadal jesteś w wiosce?
W ostatniej chwili powstrzymała się przed wypowiedzeniem tego na głos. Nie chciała znać odpowiedzi, która zdruzgotałaby ostatnie ruiny jej życia. Zamiast tego pragnęła usłyszeć tę jedną dobrą wiadomość — że Sasuke nadal znajduje się w Konoha i że przed śmiercią zdoła ujrzeć go ostatni raz.
Oderwali się od siebie po kilku minutach, dokończyli jedzenie, a puste opakowania wyrzucili do pobliskiego kosza. Wtedy usłyszeli wołanie z oddali. Rozpoznawszy głos przyjaciółki, Sakura spuściła wzrok. Żal ściskał jej serce. Nie potrafiła ruszyć się z miejsca.
— Cześć! — krzyknęła Ino, choć już podeszła na odległość zaledwie metra. — Słyszałam kilka dni temu od Shikamaru, że wybieracie się po tę członkinię Dozu. Nie wiedziałam, że już wróciliście. — Dziewczyna wyglądała na wypoczętą i radosną; zupełne przeciwieństwo Sakury i Naruto. Wydawać by się mogło, że nie spostrzegła marnych nastrojów przyjaciół. — Właśnie idę do kwiaciarni, żeby pomóc mamie. Swoją drogą, co tutaj robicie? Dopiero co padało, nie sądziłam, że kogokolwiek spotkam.
— Wspominamy — wtrąciła szybko Sakura. Zbliżywszy się do Ino, przybrała delikatny uśmiech i objęła ją — zaskoczoną nagłym posunięciem przyjaciółki. — Tak dawno się nie widziałyśmy, świnko.
— Doprawdy, prawie zapomniałam, jak wielkie jest twoje czoło — odgryzła się, odwzajemniając czuły gest, wciąż zdumiona. Pytający wzrok zwróciła do Naruto, jakby ten miał jej wyjaśnić zachowanie Sakury, ale jedynie pokręcił głową i ze smutkiem przyglądał się dziewczynom. Sakura zaś w końcu wyswobodziła Ino ze swoich ramion i odsunęła się na kilka kroków.
— Teraz was przepraszam, ale mam kilka spraw do załatwienia. Naruto, pamiętaj, o co cię prosiłam. — Przyjaciel młodej Haruno niemal od razu sięgnął do kieszeni swojej bluzy, lecz szybko opuścił rękę wzdłuż ciała. Wtedy podeszła do niego i przytuliła raz jeszcze, mocno i czule, szepcząc wszystko, co chciała mu przekazać. Skinął głową z kamienną twarzą i odpowiedział łamiącym głosem:
— Obiecuję.
— Dziękuję i do zobaczenia. — Wierzyła, że rzucone słowa nie pozostaną bez znaczenia; w istocie miała zamiar ujrzeć ich jeszcze kiedyś — kiedy przyjdzie jej powitać ich u bram Krainy Umarłych. Miała jednak nadzieję, że miną jeszcze długie lata, nim do niej dołączą.
Znajoma pustka ponownie powróciła do jej serca. Z ledwością stawiała kolejne kroki, oddalając się od przyjaciół, których już nigdy miała nie zobaczyć. Nie myślała o zaszklonych oczach Naruto i jego nieugiętej nadziei. Nie dopuszczała do podświadomości obrazu rozpaczających rodziców. Sunęła przed siebie, z trudem, nie patrząc wstecz. Wyznaczyła sobie pierwszy kierunek i nie zamierzała tego odkładać w czasie. W istocie miała go coraz mniej, bo kiedy ponownie jej oczy objęły białą tarczę, wskazówki znajdowały się już ponad kwadrans później — pięć po dwunastej. Po upływie kolejnych dwunastu minut, miała przepaść kolejna godzina.
Przyspieszając kroku, opuściła park i skręciła w stronę szpitala. Nie mogła nie pożegnać się z dzieciakami, którym tyle poświęciła i nie wręczyć innym lekarzom ostatnich wyników badań. W końcu już niebawem miało jej zabraknąć, a wciąż było tyle ludzkich żyć do uratowania.
Kolejny raz tego dnia poczuła czyjąś obecność, od której włosy na głowie niemal się jeżyły. Mroczną, chłodną. Zarazem fascynującą i tak samo niebezpieczną. Nabrała większą ilość powietrza do płuc, żeby się uspokoić, ale na próżno — podstępny wytwór jej wyobraźni tylko się nasilił, jakby śmiercionośna istota się zbliżała. Jakby już nastał jej czas, ale było to stanowczo za wcześnie. Zresztą — Sakura nie czuła tego spokoju, który podobno ogarnia człowieka w chwili śmierci. Wręcz przeciwnie; niepokój nią zawładnął i aż stanęła w miejscu z nadmiaru emocji. Z nerwów się trzęsła, a serce niemalże rozrywało klatkę piersiową. Prawie zapomniała jak się oddycha. Ale musiała zawalczyć z wysłanniczką bogini Shi. Musiała jej się przeciwstawić, ponieważ miała jeszcze zbyt wiele spraw do załatwienia, a i nadzieja o odnalezieniu ukochanego wciąż nią kierowała. Dlatego zacisnęła mocno pięści, gwałtownie wciągnęła powietrze i obróciła się na pięcie.
I nie ujrzała Śmierci. Nie obezwładniło jej piękno Kostuchy, nie usłyszała tykającego zegara. Nie spostrzegła tej ponurej twarzy. Zamiast tego dostrzegła oczy, za którymi tęskniła całymi latami i już wiedziała, że za chwilę usłyszy upragniony od dawna głos.
Sasuke Uchiha stał przed nią, dumnie jak zawsze, w ciszy i spokoju świdrując ją wzrokiem. I chyba nawet najstarsi bogowie nie zdawali sobie sprawy z tego, jaki chaos powstał wewnątrz młodej Haruno, gdy po tylu miesiącach rozłąki w jej sercu ponownie zagościła miłość.
— Sasuke-kun — zdołała wyszeptać i natychmiast otrzymała odpowiedź:
— Sakura.
Kilka silnych uderzeń w klatce piersiowej ostudziło dziewczynę i pomału wyciągnęło z szoku. Choć w pierwszej chwili nie mogła ruszyć z miejsca, w końcu zmusiła się do postawienia kroku, później następnego i kolejnego. Nie kontrolowała drżenia całego ciała, gdy coraz bardziej zbliżała się do Sasuke, ale zupełnie jej to nie obeszło.
Z ulgą i niedowierzaniem stwierdziła, że błagania zostały wysłuchane — miała go przed sobą, pozwolono jej zobaczyć go ten ostatni raz. I nawet nie wiedziała, któremu z bogów za to dziękować. Może miłościwej Ai?
— Wciąż tutaj jesteś — wydukała pod nosem tak cicho, że dotarcie doń tych słów graniczyło z cudem.
— Nie mam czasu — powiedział. Ruszył z miejsca i wymijając dziewczynę, dodał: — Zobaczymy się następnym razem.
Kiedy Sakura się odwróciła, jego już nie było. Odszedł, kiedy ostatni raz chciała oznajmić mu, jak bardzo go kocha. Momentalnie poczuła zawód taki silny, że ponownie tego dnia z całych sił próbowała powstrzymać nadchodzące łzy. Przygryzła wargę, kiedy kilka z nich wygrało walkę.
Deszcz znów spadł na Konohę.

K O N I E C   G O D Z I N Y   D R U G I E J

4 komentarze:

  1. Kurczę, emocje Sakury i Naruto aż się wylewały z ekranu telefonu, jak czytałam rozdział... Strasznie mnie zaskoczyła końcówka. Sasuke, gdybyś tylko wiedział..!! No i mam nadzieję, że zaraz się dowie.
    Bardzo mi się podoba Twój styl pisania, jest taki nowelkowy. I znowu czekać do następnego piątku, ech :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo zaintrygowała mnnie Twoja historia, tym bardziej, że lubię takie krótkie opowiadania - dużo się dzieje w każdym rozdziale.

    Zastanawia mnie kolejne spotkanie Sakury i Sasuke. Czy Sakura coś powie? Czy Sasuke będzie wiedział?

    Świetnie się zapowiada, czekam na więcej!

    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ramen Sakury i Naruto mistrzostwo (w sumie zawsze jak idą zjeść ramen to coś się dzieje) - optymizm Naruto, że jeszcze jest szansa do odratowania Sakury. Najbardziej mnie poruszyło jak spotkała Ino - musiała oczywiście zwrócić do niej starym przezwiskiem. Ino mina typu wtf - gdybyś jeszcze wiedziała...
    Oj Sasuke z tymi słowami żeś pocisnął. Ciekawi mnie jego reakcja. Oby Sakura przeżyła bo będzie zemsta Sasuke część II.

    OdpowiedzUsuń
  4. MOJA MIŁOŚĆ ROŚNIE Z KAŻDYM KOLEJNYM SŁOWEM.

    OdpowiedzUsuń

LAYOUT BY OKEYLA