Boimy się nie śmierci,
ale wyobrażenia, jakie o niej mamy.
— Seneka
Serce Sakury kruszyło się z każdą sekundą; nie potrafiła nad
tym zapanować. Pomimo tego co czuła, zachowała spokój,
opuszczając smętne ściany szpitala, w którym umierali ludzie.
Podążała przed siebie, mijała ludzi — milczących i
rozgadanych, smutnych i szczęśliwych, starych i młodych. Żaden
śmiech, żaden płacz ani krzyk nie naruszył pustki panującej w
głębi duszy dziewczyny, kiedy próbowała odnaleźć drogę do
swojego azylu. Jedynie wysłanniczka bogini Shi kradła jej uwagę.
Pilnowała każdego kroku dziewczyny.
W kościstych, niosących śmierć rękach trzymała zegarek.
Wskazówki tykały.
Ktoś wymierzył sprawiedliwość za nią. Zadecydował o losie
Sakury, przekreślił marzenia. Odebrał szansę. Dostała tak
niewiele, tak mało czasu. Nigdy nie myślała o tym, jak bardzo
pragnęła życia, dopóki nie zaczęło tak szybko przemijać.
— Nie mów nikomu... rodzicom, przyjaciołom, że ja... —
urwała nagle, kierując niedokończone zdanie do Tsunade. Słowa
ugrzęzły w gardle. Nie potrafiła głośno mówić, że umrze.
Zamiast tego wolała pomiętosić brzeg kołdry, pod którą się
skrywała. Wzrokiem sunęła po podłodze. Nie zatrzymywała go na
niczym dłużej niż kilka sekund. — Wolałabym powiedzieć im to
sama.
— Wiesz, że obowiązuje mnie tajemnica lekarska, a ponadto
posiadam sumienie — odpowiedziała Piąta. Cały czas stała w
jednym miejscu. — Niemniej jednak myślę, że Kiba, Shikamaru czy
nawet Naruto doskonale zdają sobie sprawę z tego, co zaszło. W
takiej sytuacji nie wiem, czy już się nie rozeszło. — Haruno
pokiwała głową. Później wstała i wyszła.
Sakura wdepnęła w kałużę, kiedy skręciła w pierwszą
przecznicę. Później pokonała kolejne, aby w końcu wspiąć się
na dach jednej z wielu chat. Strzecha chrzęszczała pod jej butami.
Nie przejmowała się ewentualnymi szkodami, jakie mogła wyrządzić
mieszkańcom.
Po dotarciu do domu zeskoczyła na balkon i bezszelestnie wsunęła
się do swojego pokoju przez otwarte, szklane drzwi. Nabrała kilka
wdechów, aby na spokojnie ułożyć sobie wszystko w głowie.
Misja.
Walka.
Trucizna.
Śmierć.
Niespodziewanie zapłakała — niemo, niedługo. Osunęła się na
zimną podłogę. Minęło kilka minut, zanim się uspokoiła.
Wiedziała jedno — na pewno nie zamierzała umrzeć brudna oraz
śmierdząca po wyczerpującej misji i leżeniu w szpitalnym łóżku.
Dlatego czym prędzej wyciągnęła z szafki jakieś ubrania.
Pośpiesznie weszła do łazienki, aby móc się umyć i odprężyć.
Tylko kilka minut, myślała
gorączkowo.
Bądź co bądź, Sakura nie słynęła
z krótkich kąpieli. Ten
jeden — ostatni — raz musiała się pospieszyć, aby
nie marnować czasu. Odkręciła
więc kurek, gdy naga znalazła się w kabinie prysznicowej. Gorąca
woda, taka jaką uwielbiała, otuliła jej ciało. Dała
ukojenie, wyciszyła.
Sakura
szybko umyła włosy, ciało,
a następne opuściła łazienkę, czysta i ubrana. Przewiązała
włosy gumką; nie mogła tracić więcej czasu, więc pozostawiła
je mokre. Smętny wzrok
przeniosła gdzieś
za
okno. Przyznała, że ich
suszenie tak czy tak nie
miałoby sensu — na zewnątrz wciąż padało, nieprzerwalnie od
kilku godzin. Ulice
naznaczone były kałużami, przez które już wcześniej przemoczyła
sobie buty, a z liści zdobiących gałęzie drzew skapywały ciężkie
krople. Uznała tę pogodę
za równie bezsensowną co suszenie włosów na deszcz — w końcu
to były ostatnie godziny jej życia, miała nie zobaczyć już nigdy
więcej słonecznego południa. Sakura
zrozumiała, że
bogini Taiyō
odwróciła
się od niej.
W końcu
westchnęła i ruszyła z miejsca. Podeszła
do masywnego biurka. Otworzyła szufladę, do której nie zaglądała
od miesięcy. Pamiętała jednak, gdzie szukać małego zegarka, z
którego dotąd nie korzystała. Ku uciesze Sakury wciąż działał,
lecz bardzo szybko trwoga
i żal przeszyły ją na wskroś. Przyglądała
się wskazówkom, które bezwzględnie
krążyły po tarczy.
Pragnęła je zatrzymać,
spowolnić, ale nie posiadała takiej mocy. Dokładnie
zlustrowała każdą liczbę od jedenastki
aż do
czwórki i jeszcze dalej.
Dziesiąta czterdzieści osiem.
Miała umrzeć
o szesnastej siedemnaście.
Zręcznie przewiązała pasek od
zegarka przez nadgarstek. Ciasno go zapięła, a następnie odwróciła
spojrzenie
od białej tarczy, która mroziła jej serce. W
zasięgu wzroku dziewczyny znalazł się wygnieciony, prostokątny
papierek po
ulubionej czekoladzie. Niemalże od razu poczuła słodki posmak w
ustach.
Tego dnia pogoda dogadzała — słońce hojnie oświetlało
wioskę, powietrze orzeźwiało, a nieba nie przysłaniała ani jedna
chmura. Nie dziw więc, że mieszkańcy Konohy, zmęczeni burym
tygodniem, wypełnili do niedawna puste uliczki. W takie dni, których
na szczęście było więcej niż tych niepogodnych, nikt nie chciał
marnować czasu w czterech ścianach. W szczególności Naruto
Uzumaki, uwielbiający letnie pory i spotkania z przyjaciółmi.
— Widzisz, Sakura-chan? — zagadnął radośnie. Wygodnie
rozsiadł się na starej, drewnianej ławce w zaciemnionym miejscu,
założył ręce za głowę i zadarł ją wysoko do góry, wbijając
rozmarzony wzrok w błękit. — Zapewne siedziałabyś teraz w domu
i nudziłabyś się, a dzięki mnie jesz teraz najlepszą czekoladę
na świecie. W dodatku wybrałem najlepsze miejsce w tym parku, no i
masz zaszczyt przebywania z Najlepszym Hokage! Czego chcieć więcej?
Naruto potrafił być tak beztroski, że Sakura czasami aż mu
zazdrościła. Ostatnie wydarzenia odcisnęły duże piętno na jej
psychice. Nie potrafiła poradzić sobie z wewnętrznym smutkiem w
taki sposób, jak robił to Uzumaki.
— Z Przyszłym Najlepszym Hokage, chciałeś powiedzieć —
skwitowała pod nosem, chrupiąc kolejny kęs czekolady.
Biało-pomarańczowy papierek zaszeleścił, kiedy zsunęła go niżej
i podwinęła.
Na tę uwagę chłopak się zaśmiał. Przeniósł spojrzenie
niebieskich oczu na przyjaciółkę.
— Przyszłym, przyszłym... — powtórzył. Na kilka sekund
utkwił wzrok w jednym punkcie. Wyglądał na zadumanego, a Sakura
mogła jedynie zgadywać, dokąd uciekły jego myśli. Nagle wbił
przenikliwe spojrzenie w oczy dziewczyny. — Jak już go sprowadzę,
Sakura-chan, będę gotów, aby zostać Hokage i bronić wioskę.
Następnym razem się uda — powiedział twardo.
Obiecywał.
Ostatnie spotkanie z Sasuke uświadomiło im, że wciąż byli za
daleko. Za słabi, żeby nadążyć za Uchihą. Za głupi, żeby
nadążyć. Zbyt naiwni.
Sakura to wiedziała — Sasuke tak bardzo pragnął zemsty i
siły, jaką mógł mu zaoferować Orochimaru, że sprowadzenie go do
domu graniczyło z cudem. Naruto natomiast jakby nie zdawał sobie z
tego sprawy. Powtarzał, pomimo porażki, że dotrzyma słowa.
Wierzył. Gonił za marzeniami.
A Sakura nie umiała niszczyć marzeń Naruto.
I kochała Sasuke.
Dlatego uśmiechnęła się ciepło, przytaknęła i rzekła:
— Następnym razem.
Wbiła zieleń oczu w słońce, mrużąc powieki. Nastała cisza
tak spokojna, jakby siedzieli w parku zupełnie sami; pośród drzew,
liści i wiatru. Rozkoszowali się nią oboje, nieobecni, wspominając
spotkanie z przyjacielem o zimnych oczach. Trzy lata z dala od
bliskich i ciepła zupełnie odmieniły jego wnętrze, a serce z
każdym dniem obrastało w coraz grubszą warstwę lodowego muru.
Sakura chciała go skruszyć. Przywrócić uśmiech na twarzy
Sasuke. Doprowadzić go do domu — ale nie potrafiła, nie posiadała
takiej siły i wszelkie nadzieje nadal pokładała w Naruto.
— Idą — rzucił głośno. Z prędkością światła
wystrzelił z miejsca, stając prosto i pomachał do grupy ludzi. —
No, Sakura-chan, kończ tę czekoladę!
Zaśmiała się, wsunęła ostatni kawałek do buzi i ze smutkiem
wyrzuciła papierek do śmietnika. Później również wstała.
Odwróciła się, a pozostali przyjaciele już stali obok,
przeganiając ciszę rozmowami oraz śmiechami.
— To co? — zaczął Chouji. — Yakiniku Q, prawda?
— Tylko byś jadł — prychnęła Ino i wyszła naprzeciw
wszystkim. — Po prostu się przejdźmy, do Yakiniku Q pójdziemy
wieczorem.
Wspomnienie sprzed lat rozmyło się zupełnie nagle, ale już
wystarczająco pogłębiło smutek Sakury. Chciała w to nie wierzyć,
może nawet nie wiedzieć. Cofnąć czas i nie dopuścić do takiego
obrotu zdarzeń. Nigdy. Nie. Dopuścić.
Czuła się rozbita. Oszukana. Niechciana. Dlaczego spotkało to
właśnie ją? Dlaczego musiała cisnąć w kąt wszystkimi
marzeniami, planami i wspomnieniami? Dlaczego dostała jeszcze te
sześć cholernych godzin, żeby przed rychłą śmiercią o tym
myśleć i dlaczego, do cholery, niemożliwym dla niej było
powiedzieć: żegnajcie?
Ponownie tego dnia zapiekły ją oczy. Zacisnęła mocno powieki,
przeganiając łzy. Powstrzymała szloch i po omacku odnalazła jakiś
zeszyt, leżący na biurku. Z jego środka wyrwała czystą kartkę.
Chwyciła za długopis ze stojaka i usiadła na krześle. Zapaliła
lampkę, która rozproszyła mrok ponurego dnia.
Sakura chciała się pożegnać — ale nie spojrzałaby im wszystkim
w oczy. Pękłoby jej serce. Zaczęła więc pisać.
Drodzy
Przyjaciele!
Piszę,
bo żałuję. Nie dano mi więcej czasu, zadecydowano za mnie i nie
mam wystarczająco odwagi, aby spojrzeć Wam wszystkim w twarz i
powiedzieć to wprost. Jeżeli Naruto przekazał Wam ten list,
oznacza to, że jest po wszystkim — że mnie już nie ma.
Przepraszam.
Nie potrafiłabym tego powiedzieć, o wiele łatwiej wyrazić to na
kartce. Właściwie to nie wiem, co dokładnie chcę przekazać.
Chyba się pożegnać. Podziękować za wszystkie te lata.
Nie
będę wdawać się w szczegóły związane z moją śmiercią, na
pewno wszystko wyjaśni Wam Naruto. Ja nie potrafię.
Chcę
tylko, abyście wiedzieli, jak bardzo Was wszystkich uwielbiam. Nie
zmarnujcie życia, spełniajcie marzenia, śmiejcie się każdego
dnia. Bądźcie razem i wspierajcie się. Zróbcie wszystko, o czym
marzyliście do tej pory, ponieważ mnie zabrakło czasu.
Kocham
Was,
Wasza
Sakura
Z trudem przełknęła ślinę, kiedy złożyła papier na pół i
wsunęła do kieszeni spodni. Wszystko czego chciała to spędzić z
nimi resztę swoich lat, śmiać się i rozmawiać, nie rozpamiętując
wszelkich nieporozumień i przykrych momentów. I przede wszystkim
chociaż raz ujrzeć Sasuke — jego oczy, twarz. Dotknąć skóry i
usłyszeć jego głos. Ostatni raz powiedzieć: kocham cię.
Próbowała unormować oddech — na próżno. Coś było nie tak.
Poczuła strach. Chłód i niepewność. Wtedy zrozumiała; nie była
sama. Bezwstydnie odkrywała się przed kimś, kogo znienawidziła.
Kogo się bała. Nerwowo zaczęła się rozglądać. Pustki biły z
każdej strony pokoju, ale Sakura wiedziała. Nie była sama ani
przez chwilę. On jej towarzyszył; w końcu go ujrzała. Stał
tam — w zaciemnionym kącie. Piękny w swej naturze, zgubny,
wyrachowany. Patrzył na swoją ofiarę; obserwował. Osaczał. Zegar
w jego dłoni nieprzerwanie tykał, a odgłos ten zgrabnie umykał w
szumie deszczu. Sakura chciała krzyczeć. Uciec. Uciec Upiorowi,
Śmierci, okrutnej bestii o wielu twarzach — jakże błogich i
ponurych, pełnych goryczy.
Upiór nie ruszył się ani o milimetr. Cierpliwie czekał, aż
będzie mógł wypełnić swe zadanie. Cieszył się, śmiał,
doznawał ekstazy.
Sakura dygotała, przerażona do granic. Serce z każdym uderzeniem
omal nie wyskakiwało z klatki. Uświadomiła sobie bliski koniec,
gdy spoglądała Śmierci w oczy. I nie mogła zmienić biegu
zdarzeń.
Dlatego strach zmienił się w złość. Gniew. Nienawiść.
Chciała zawalczyć o życie.
Chwyciła zapaloną lampkę i pociągnęła, wyrywając kabel z
kontaktu i gasząc jedyne światło w pokoju. Wymierzyła nią prosto
w zaciemniony kąt. Rzuciła ją z krzykiem pełnym rozpaczy.
Strzaskane szkło pokryło podłogę, a Kostuchy...
Kostuchy nie było. Zniknęła.
Nie przegrała; wciąż odliczała.
Wciąż czekała.
Sakura upadła na kolana. Zaniosła się płaczem tak głośnym,
histerycznym, jak nigdy. Krzyczała, a jej wrzask niósł błagania o
życie. Była tchórzem, bojącym się śmierci, proszącym o litość.
Marzyła o życiu.
Wtedy jej prośby przerwano — drzwi jej pokoju otworzyły się
szybko, z głośnym stękiem. Padły na nią zmartwione oczy
rodziców.
Ludzi, którzy dali jej życie.
Ludzi, którzy obserwowali, jak je traci.
Ludzi, którzy ją kochali.
— Mamo... mamo — jęczała zapłakana. Pociągnęła nosem i z
trudem uniosła wzrok na rodzicielkę. — Mamusiu. Tato. Tak bardzo
was kocham. Tak bardzo przepraszam... Przepraszam. — Ogromna gula w
gardle Sakury urosła do rozmiarów kolosalnych; niewypowiedziane
słowa zawisły w powietrzu. Ciszę przerywały pytania rodziców, a
dziewczyna nie potrafiła wyznać im prawdy.
W końcu się przemogła. Zasługiwali na to.
Wyjaśniła; trochę sobie, trochę im. Jeszcze raz przeprosiła,
ucałowała. Zapłakała razem z nimi. Na koniec podziękowała i już
nic nie było w stanie przepędzić smutku ze ścian tego domu.
— Muszę załatwić jeszcze tyle rzeczy — powiedziała w końcu,
ocierając policzki. Podniosła się z zimnej podłogi. Coś w niej
umarło, a to był dopiero początek. Nie patrzyła w oczy ojcu i
matce, którzy z trudem znosili ból. — Przepraszam. Naprawdę
przepraszam, ale nie mogę z wami zostać — mówiła załamanym
głosem. Wtedy pałeczkę przejął jej tata, który zawsze wiedział,
co powiedzieć:
— Nie marnuj czasu, Sakuro. Masz go coraz mniej, a bliskich ci
ludzi na pęczki.
— Chodzi o tego chłopaka, tak? Sasuke? — wtrąciła Mebuki przez
łzy. Sakurą wstrząsnęły dreszcze, gdy usłyszała jego
imię. — Goń za miłością, kochanie.
Uściskała rodziców ostatni raz — później wzięła ważne
dokumenty, wsadziła je w torbę, upewniła się, że na pewno
zabrała liścik i wzięła kilka głębszych wdechów.
Opuściła rodzinny dom, matkę, ojca, czując przeogromną pustkę w
sercu.
K O N I E C G O D Z I N Y P I E R W S Z E J
Od
autorki: Ja
tu tylko na chwilkę — do osób, które nie widziały aktualizacji
pod
prologiem:
zrezygnowałam
z opisywania słówek na dole rozdziałów, bo scrollowanie jest
zwyczajnie niewygodne.
Leitha
na szczęście podzieliła się ze mną małą sztuczką.
Jeżeli
w rozdziale pojawi się jakieś wyróżnione na biało słówko,
najedźcie
na nie,
a wyświetli się jego tłumaczenie (nie klikajcie w link, bo wyrzuci
Was na stronę główną, po prostu najedźcie kursorem).
Pozdrawiam!
♥
Kurcze, smutno się zrobiło. Nie wyobrażam sobie być teraz w skórze Sakury. 6 godzin - na jej miejscu to nie wiem co bym wyrabiała, żeby odejść szczęśliwym. Leć dziewczyno do Sasuke (chciałam napisać, że z tego dzieci będą ale potem przypomniałam sobie te 6 godzin).
OdpowiedzUsuńKlimatu dodaje to, że za oknem leje deszcz, gdy czytam ten rozdział. Strasznie przejmujący tekst... Szkoda mi Sakury. Wiedzieć, kiedy się umrze, tym bardziej, że zostało jej pięć godzin... Mam nadzieję, że spotka się z Sasuke. Jeszcze większą nadzieję mam na to, aby jednak przeżyła.
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na następny rozdział i pozdrawiam! :)
Witaj!
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością Cię informuję, że Twoje zgłoszenie zostało zaakceptowane, a blog istnieje już na stronie.
Btw -jesteś jedną z niewielu osób, które całkowicie poprawnie napisały zgłoszenie, gratuluję! ^^
Pozdrawiam,
death queen ze Spisu opowiadań Naruto! :3
widnieje* -zamiast "istnieje" ;-;
UsuńPoszła do niego! No nie wierze! :O
OdpowiedzUsuńSądziłam, że będzie chciała spędzić ten czas w wiosce i w ogóle. A ona już leci, pędzi.
Chociaż dokumenty wzięła, roztropna jak zwykle.
Ogólnie super!
Ale nic mnie nie uspokoiłaś, haha. Chce więcej ;)
Pozdrawiam
Temira
Misia, jesteś epicka!
OdpowiedzUsuń