Ostatni akt jest krwawy,
choćby cała sztuka była i najpiękniejsza;
gruda ziemi na głowę
i oto koniec na zawsze.
— Blaise Pascal
Padało. Rzęsiście i nieustępliwie. Bujne, rozłożyste korony
potężnych drzew nie udzielały schronienia. Mawiano, że niegdyś
lasy zapewniały bezpieczeństwo podróżnym, głównie z polecenia
samego Shizena — boga natury, na którego życzenie
wszystkie istoty i rośliny budziły się do życia. Wiernie
towarzyszyła mu bogini Rimawari, matka urodzaju,
wspierając go swą niesamowitą mocą i dostarczając godne plony.
Knieje ich słuchały, odstręczając wszelkie nieszczęścia od
tułaczy. Warunek stanowił szacunek dla flory i fauny; obdarzanie
dobrem dzieci Shizena i Rimawari.
Sakura Haruno, wydawać by się mogło, zupełnie o tym zapomniała —
dokładnie tak, jak jej towarzysze. Jeszcze nie tak dawno naruszyli
spokój puszczy, gruchocząc i dewastując okolicę. Wprawdzie
zrobili to dla dobra sprawy, wypełnienia ważnego zadania, lecz
bogowie odpłacili pięknym za nadobne.
Dziewczyna z trudem utrzymała równowagę na drżących nogach,
kiedy wstrząsnęły nią kolejne torsje. Ostatki ryb zwymiotowała w
wysokie, mokre źdźbła. W końcu opadła na kolana, zaraz obok
zbroczonej trawy.
— Sakura-chan, naprawdę mogę cię ponieść — powiedział
Naruto. Młoda kunoichi obrzuciła go spojrzeniem mętnych oczu, pod
którymi malowały się sińce. Mocno kontrastowały z bladą twarzą.
— Nie jesteś w stanie iść, a czas nas goni. Dalej, Sakura-chan,
pomogę ci. Złap mnie za rękę. Właśnie tak.
Po pochwyceniu dłoni przyjaciela, zlustrowała jego twarz. Spływały
po niej krople, rozmazując zabrudzenia powstałe wskutek stoczonego
pojedynku.
— Musimy cię odstawić do szpitala. Wiesz, że mogło dojść
do...
— Wiem, Shikamaru — przerwała stojącemu nieco dalej chłopakowi.
Ciemne, wilgotne włosy, zwykle związane w wysoką kitkę, okalały
jego policzki i ciężko opadały na ramiona. Nie zauważyła, kiedy
je rozpuścił. — Kręci mi się w głowie. Nie mam nawet siły,
żeby się przebadać — wysapała i szybko postawiła kilka kroków
w tył, aby wymiociny nie wylądowały na butach Naruto.
— Nie myślisz chyba, że ona... — Kiba nie dokończył, ale wraz
z tymi słowami poprawił nieprzytomną dziewczynę na swoich
barkach. Wszyscy obdarzyli uważnym spojrzeniem młodą morderczynię
o czarnych włosach do ramion. Zdobiły je czerwone pasemka, tak
bardzo kojarzące się z niejednokrotnie przelaną przez nią krwią.
Dopisało im szczęście, ponieważ grupa shinobi z Piasku natknęła
się na zabójczynię podczas misji. Pokonali ją, przechwycili i
powiadomili odpowiednie służby. Niedługo potem Sakura, Naruto,
Kiba i Shikamaru zostali wysłani przez Szóstego Hokage Wioski
Ukrytej w Liściach, aby przejąć kryminalistkę i tym samym móc
dokończyć rozbicie nowej, niebezpiecznej organizacji.
Niestety pojmanej dziewczynie niespodziewanie wróciła przytomność.
Doszło do starcia.
— Nie, Kiba. To nie to. — Przetarła usta wierzchem dłoni i
przyjęła od Naruto karafkę z wodą. Upiła dwa nieduże łyki. W
duchu przeklinała nowicjuszy Wioski Piasku. Nie przeszukali jej tak
dokładnie, jak sądzili, co skutkowało niespodziewanym obrotem
zdarzeń. — Na pewno nie to, ale prawda, że musimy wrócić jak
najszybciej.
Zresztą... Co pomyślałby Sasuke-kun, gdyby do tego doszło,
zastanowiła się.
Tak naprawdę poparcie Naruto nie wynikało jedynie z faktu, że
potrzebowała konsultacji lekarskiej. Właściwie to nawet chęć
zdobycia informacji nie okazała się głównym napędem.
Miał wrócić. W ciągu
najbliższych kilku godzin miał stanąć
przed
bramą Liścia. Wiadomość
ta była jednak tajemnicą i nie mogła pozwolić sobie na
podzielenie się radością z Naruto czy kimkolwiek innym.
Zresztą
sama Sakura
również nie powinna jeszcze tego wiedzieć. Kakashi natomiast
postanowił inaczej.
— Sakura, zostań na chwilę. Reszta może już iść —
oznajmił Szósty, wpatrzony w niebo za oknem — czyste, jasne,
rozświetlone słońcem.
Była podopieczna Kakashiego nie ruszyła się z miejsca jeszcze
przez kilka następnych sekund, ale nagła i długa cisza ją
przytłoczyła. W końcu podeszła bliżej mężczyzny, spoglądając
wyczekująco. Najwyraźniej to wyczuł, ponieważ odkleił spojrzenie
zmęczonych, czarnych oczu od okna i obrzucił nim Sakurę.
— Sasuke jutro wraca. Tyle tylko wiem, nic więcej nie napisał.
Na jak długo, po co, dlaczego? Jak to on. — Nie widziała twarzy
swego mistrza, kiedy na niego patrzyła. Mimo to mogła przysiąc, że
gdzieś w typowej obojętności swej mimiki zawarł masę emocji.
W jej głowie niczym echo odbijały się trzy słowa. Jedno
zdanie, które dawało jej nadzieję, ogrzewało serce, rozpalało
duszę i przywracało do ż y c i a. Zupełnie
jakby Taiyō,
bogini
słońca, napełniła ją swym darem i
sprawowała nad nią pieczę, jednak Sakura wiedziała, że to imię
ukochanego wprowadziło ją w taki stan.
Tęskniła.
Tęskniła całe życie, czekała latami, kochała ponad wszystko i
wiernie
wyczekiwała
powrotu.
— Ale,
Sakura, na razie nie wspominaj o tym nikomu. To Sasuke, nie wiadomo,
co planuje. Mimo to uznałem, że powinnaś wiedzieć. — Obszedł
biurko dookoła i stanął naprzeciw dziewczyny. Położył
dłoń na jej ramieniu, jakby próbował ją wesprzeć.
— Teraz idź
na misję, pozostali czekają. Kiedy jutro wrócisz, może już go
zastaniesz. Cierpliwości.
Wyszła bez słowa.
Od spotkania dzieliły ich g o d z i n y,
a to o wiele mniej niż wszystkie dotychczasowe kilometry i lata.
Mimo to Sakura czuła się, jakby wiedza o powrocie Sasuke dobijała
ją jeszcze bardziej. Jakby rozrywała jej serce.
Wciąż jednak była szczęśliwa na myśl o ujrzeniu czarnych oczu i
chyba tylko to utrzymywało ją na nogach.
Do czasu.
Zachmurzone, poranne niebo przeciął piorun; gwałtowny, szybki.
Niczym on. Sakura wyobraziła sobie nawet, że pioruny te należały
do Sasuke, że to on postanowił rozświetlić sklepienie, dając
znak. Dopiero później zrozumiała, że nic takiego nie miało
miejsca — następnie mrok zagościł przed jej oczyma. Powieki
kunoichi mimowolnie opadały.
W końcu opadła i ona, zaprzestając walki, powierzając siebie
ramionom Naruto.
***
Jaskrawe światło jarzeniówek przepędziło sen, nadszarpnięty
echem rozmowy. Rozpoznała głos swojej mentorki — Tsunade Senju.
Potem dopiero wyczuła mdłą woń szpitalną, a kiedy otworzyła
oczy, ucichła wymiana zdań.
Najpierw zobaczyła sufit, idealnie biały, a następnie napotkała
znane, bursztynowe tęczówki. Nie odczytywała z nich niczego zbyt
długo; trwoga triumfowała nad innymi uczuciami. Podkreślały ją
sińce wokół oczu, a białka, do cna przekrwione, jeszcze to
potęgowały. Mimika wydawała się pusta, obojętna, ale Sakura
wyczuła ukrywany smutek.
— Obudziłaś się — słowa padły z ust Tsunade. Typowe,
niewyszukane, treściwe. Haruno z trudem pokiwała głową i z
przykrością stwierdziła, że jej szyja źle zniosła szpitalne
łóżko. — Dzięki bogom. Czyli jest szansa — wyszeptała.
Dziewczyna nie potrafiła stwierdzić, jak zmienne i chaotyczne
emocje wywołały te słowa. Zupełnie jakby zostały potwierdzone
obawy chłopaków. Zresztą po części i jej, choć do momentu
utraty przytomności próbowała je powstrzymać.
— Ile spałam?
— Blisko dwadzieścia siedem godzin — odpowiedziała od razu
Piąta. Później zwróciła wzrok na stojącą nieopodal
pielęgniarkę i odesłała ją krótkim skinieniem. Sakura nie
potrafiła przypomnieć sobie ani słowa z rozmowy, którą słyszała
przez sen. Nie to ją jednak frapowało. Miała być w wiosce
wczoraj, zupełnie jak Sasuke. Nie mogła oswoić się z myślą, że
prawdopodobnie przegapiła jego powrót. Nie wierzyła jednak w to,
że mógł zostać na dłużej. — Wczoraj przynieśli cię tutaj
Kiba, Shikamaru i Naruto po ukończeniu misji. Obudziłaś się
dokładnie siedemnaście minut po godzinie dziesiątej.
Nie musiała mówić więcej, tak naprawdę Sakurze wystarczało
dokładnie tyle, ile już usłyszała. Nie bez powodu otrzymała
natychmiastową informację o godzinie przebudzenia.
Zupełnie jak dziesiątki innych ofiar organizacji powszechnie znanej
jako Doku. Bowiem w ich przypadku czas — od momentu
przebudzenia — był na wagę złota. Zawsze ograniczony, zawsze ten
sam.
— Przykro mi, Sakuro — dodała. Wzrok Tsunade biegał po sali,
nie zastygał dłużej na ani jednym punkcie. — Miałam nadzieję,
że nie będzie podobnych przypadków. W końcu ostatni członek Doku
został przez was schwytany, ale... zostałaś ich kolejną ofiarą.
Zostało ci sześć godzin, Sakuro. Naprawdę mi przykro.
Trucizna, na którą nie było antidotum. Zabijająca po sześciu
godzinach od przebudzenia. Ani minuty dłużej, ani krócej. Na myśl
o tym, Sakura natychmiastowo poczuła mdłości... i obecność kogoś
jeszcze. Otulił ją niespodziewany chłód. To Śmierć —
podwładna bogini Shi — doglądała jej ostatnich
chwil, szykując się na zebranie żniw i zaprowadzenie prosto do
bram Krainy Umarłych. Shi najpewniej już tam czekała i ochoczo
zapraszała.
Cierpkości dodawał fakt, że poznała godzinę, w której odejdzie.
Miała umrzeć siedemnaście minut po szesnastej.
Nic nie mogła na to poradzić. Bogini rzadko okazywała litość.
Utracone nadzieje miały już nie powrócić, a bezradność przejęła
kontrolę. Wydano na nią wyrok — wymierzony niesprawiedliwie, w
imieniu cholernego draństwa.
Istniała jednak szansa, niewielka, niemalże nieistotna. Dla Sakury
właściwie bez znaczenia, ale nadal istniała — choć może
bardziej jej cień. Udało się przeżyć siedmiu osobom — z
dziesiątek lub nawet setek poddanych straceniu. Haruno jednak nie
wierzyła w możliwość, że mogłaby złapać oddech o szesnastej
osiemnaście.
W dodatku serce bolało ją z jeszcze jednego powodu.
— Jego już tutaj nie ma, prawda? — zapytała.
Cisza nie została ani na moment przepędzona. Powietrza nie wzburzył
nawet najmniejszy ruch, a Sakurą targnął szloch. Nie mogła tu
zostać. Zostało jej kilka godzin, nie zamierzała spędzić ich na
gdybaniu i bezczynności.
Musiała pozostawić ślad.
Dla niego.
Musiała o wszystko zadbać.
Dlatego nim wstała z łóżka, w duchu pomodliła się do Taiyō,
aby
świeciła nad jej losem. Usłyszała
dwa słowa, a później
wymieniła
z Tsunade jeszcze parę zdań i poprosiła
o wypis, który — jak się okazało — został przygotowany już
wcześniej.
Sakura Haruno postawiła pierwsze kroki, a
kiedy otworzyła drzwi, bezdusznie spojrzała Śmierci w oczy.
Odliczanie się rozpoczęło.
S Z E Ś Ć G O D Z I N
Od
autorki: Długo
wyczekiwane (przede wszystkim przeze mnie, nie wiem jak przez Was)
Sześć godzin,
o którym tyle wspominałam na swojej
stronie. Mam nadzieję, że prolog
zachęcił Was
do poznania tej 6-godzinnej historii Sakury. Jak
informacje mówią — rozdziały co tydzień, seeerio,
to nie kłamstwo!
Mam już nawet przyszykowane
wszyściutkie rozdziały!
Opowiadanie
dostępne również na Wattpadzie.
Do
następnego! ♥
EDIT:
Pssst, zrezygnowałam z opisywania słówek na dole rozdziałów, bo
scrollowanie wygodne nie jest — zamiast tego najedźcie na
wyróżnione słówko, a wyświetli się jego tłumaczenie (nie
klikajcie w link, bo wyrzuci Was na stronę główną, po prostu
najedźcie kursorem). Podziękowania za ten sposób dla Leithy!
♥
Sakura Haruno, wydawać by się mogło, zupełnie o tym zapomniała —
dokładnie tak, jak jej towarzysze. Jeszcze nie tak dawno naruszyli
spokój puszczy, gruchocząc i dewastując okolicę. Wprawdzie
zrobili to dla dobra sprawy, wypełnienia ważnego zadania, lecz
bogowie odpłacili pięknym za nadobne.
Dziewczyna z trudem utrzymała równowagę na drżących nogach,
kiedy wstrząsnęły nią kolejne torsje. Ostatki ryb zwymiotowała w
wysokie, mokre źdźbła. W końcu opadła na kolana, zaraz obok
zbroczonej trawy.
— Sakura-chan, naprawdę mogę cię ponieść — powiedział
Naruto. Młoda kunoichi obrzuciła go spojrzeniem mętnych oczu, pod
którymi malowały się sińce. Mocno kontrastowały z bladą twarzą.
— Nie jesteś w stanie iść, a czas nas goni. Dalej, Sakura-chan,
pomogę ci. Złap mnie za rękę. Właśnie tak.
Po pochwyceniu dłoni przyjaciela, zlustrowała jego twarz. Spływały
po niej krople, rozmazując zabrudzenia powstałe wskutek stoczonego
pojedynku.
— Musimy cię odstawić do szpitala. Wiesz, że mogło dojść
do...
— Wiem, Shikamaru — przerwała stojącemu nieco dalej chłopakowi.
Ciemne, wilgotne włosy, zwykle związane w wysoką kitkę, okalały
jego policzki i ciężko opadały na ramiona. Nie zauważyła, kiedy
je rozpuścił. — Kręci mi się w głowie. Nie mam nawet siły,
żeby się przebadać — wysapała i szybko postawiła kilka kroków
w tył, aby wymiociny nie wylądowały na butach Naruto.
— Nie myślisz chyba, że ona... — Kiba nie dokończył, ale wraz
z tymi słowami poprawił nieprzytomną dziewczynę na swoich
barkach. Wszyscy obdarzyli uważnym spojrzeniem młodą morderczynię
o czarnych włosach do ramion. Zdobiły je czerwone pasemka, tak
bardzo kojarzące się z niejednokrotnie przelaną przez nią krwią.
Dopisało im szczęście, ponieważ grupa shinobi z Piasku natknęła
się na zabójczynię podczas misji. Pokonali ją, przechwycili i
powiadomili odpowiednie służby. Niedługo potem Sakura, Naruto,
Kiba i Shikamaru zostali wysłani przez Szóstego Hokage Wioski
Ukrytej w Liściach, aby przejąć kryminalistkę i tym samym móc
dokończyć rozbicie nowej, niebezpiecznej organizacji.
Niestety pojmanej dziewczynie niespodziewanie wróciła przytomność.
Doszło do starcia.
— Nie, Kiba. To nie to. — Przetarła usta wierzchem dłoni i
przyjęła od Naruto karafkę z wodą. Upiła dwa nieduże łyki. W
duchu przeklinała nowicjuszy Wioski Piasku. Nie przeszukali jej tak
dokładnie, jak sądzili, co skutkowało niespodziewanym obrotem
zdarzeń. — Na pewno nie to, ale prawda, że musimy wrócić jak
najszybciej.
Zresztą... Co pomyślałby Sasuke-kun, gdyby do tego doszło,
zastanowiła się.
Tak naprawdę poparcie Naruto nie wynikało jedynie z faktu, że
potrzebowała konsultacji lekarskiej. Właściwie to nawet chęć
zdobycia informacji nie okazała się głównym napędem.
Miał wrócić. W ciągu
najbliższych kilku godzin miał stanąć
przed
bramą Liścia. Wiadomość
ta była jednak tajemnicą i nie mogła pozwolić sobie na
podzielenie się radością z Naruto czy kimkolwiek innym.
Zresztą
sama Sakura
również nie powinna jeszcze tego wiedzieć. Kakashi natomiast
postanowił inaczej.
— Sakura, zostań na chwilę. Reszta może już iść —
oznajmił Szósty, wpatrzony w niebo za oknem — czyste, jasne,
rozświetlone słońcem.
Była podopieczna Kakashiego nie ruszyła się z miejsca jeszcze
przez kilka następnych sekund, ale nagła i długa cisza ją
przytłoczyła. W końcu podeszła bliżej mężczyzny, spoglądając
wyczekująco. Najwyraźniej to wyczuł, ponieważ odkleił spojrzenie
zmęczonych, czarnych oczu od okna i obrzucił nim Sakurę.
— Sasuke jutro wraca. Tyle tylko wiem, nic więcej nie napisał.
Na jak długo, po co, dlaczego? Jak to on. — Nie widziała twarzy
swego mistrza, kiedy na niego patrzyła. Mimo to mogła przysiąc, że
gdzieś w typowej obojętności swej mimiki zawarł masę emocji.
W jej głowie niczym echo odbijały się trzy słowa. Jedno
zdanie, które dawało jej nadzieję, ogrzewało serce, rozpalało
duszę i przywracało do ż y c i a. Zupełnie
jakby Taiyō3,
bogini
słońca, napełniła ją swym darem i
sprawowała nad nią pieczę, jednak Sakura wiedziała, że to imię
ukochanego wprowadziło ją w taki stan.
Tęskniła.
Tęskniła całe życie, czekała latami, kochała ponad wszystko i
wiernie
wyczekiwała
powrotu.
— Ale,
Sakura, na razie nie wspominaj o tym nikomu. To Sasuke, nie wiadomo,
co planuje. Mimo to uznałem, że powinnaś wiedzieć. — Obszedł
biurko dookoła i stanął naprzeciw dziewczyny. Położył
dłoń na jej ramieniu, jakby próbował ją wesprzeć.
— Teraz idź
na misję, pozostali czekają. Kiedy jutro wrócisz, może już go
zastaniesz. Cierpliwości.
Wyszła bez słowa.
Od spotkania dzieliły ich g o d z i n y,
a to o wiele mniej niż wszystkie dotychczasowe kilometry i lata.
Mimo to Sakura czuła się, jakby wiedza o powrocie Sasuke dobijała
ją jeszcze bardziej. Jakby rozrywała jej serce.
Wciąż jednak była szczęśliwa na myśl o ujrzeniu czarnych oczu i
chyba tylko to utrzymywało ją na nogach.
Do czasu.
Zachmurzone, poranne niebo przeciął piorun; gwałtowny, szybki.
Niczym on. Sakura wyobraziła sobie nawet, że pioruny te należały
do Sasuke, że to on postanowił rozświetlić sklepienie, dając
znak. Dopiero później zrozumiała, że nic takiego nie miało
miejsca — następnie mrok zagościł przed jej oczyma. Powieki
kunoichi mimowolnie opadały.
W końcu opadła i ona, zaprzestając walki, powierzając siebie
ramionom Naruto.
***
Jaskrawe światło jarzeniówek przepędziło sen, nadszarpnięty
echem rozmowy. Rozpoznała głos swojej mentorki — Tsunade Senju.
Potem dopiero wyczuła mdłą woń szpitalną, a kiedy otworzyła
oczy, ucichła wymiana zdań.
Najpierw zobaczyła sufit, idealnie biały, a następnie napotkała
znane, bursztynowe tęczówki. Nie odczytywała z nich niczego zbyt
długo; trwoga triumfowała nad innymi uczuciami. Podkreślały ją
sińce wokół oczu, a białka, do cna przekrwione, jeszcze to
potęgowały. Mimika wydawała się pusta, obojętna, ale Sakura
wyczuła ukrywany smutek.
— Obudziłaś się — słowa padły z ust Tsunade. Typowe,
niewyszukane, treściwe. Haruno z trudem pokiwała głową i z
przykrością stwierdziła, że jej szyja źle zniosła szpitalne
łóżko. — Dzięki bogom. Czyli jest szansa — wyszeptała.
Dziewczyna nie potrafiła stwierdzić, jak zmienne i chaotyczne
emocje wywołały te słowa. Zupełnie jakby zostały potwierdzone
obawy chłopaków. Zresztą po części i jej, choć do momentu
utraty przytomności próbowała je powstrzymać.
— Ile spałam?
— Blisko dwadzieścia siedem godzin — odpowiedziała od razu
Piąta. Później zwróciła wzrok na stojącą nieopodal
pielęgniarkę i odesłała ją krótkim skinieniem. Sakura nie
potrafiła przypomnieć sobie ani słowa z rozmowy, którą słyszała
przez sen. Nie to ją jednak frapowało. Miała być w wiosce
wczoraj, zupełnie jak Sasuke. Nie mogła oswoić się z myślą, że
prawdopodobnie przegapiła jego powrót. Nie wierzyła jednak w to,
że mógł zostać na dłużej. — Wczoraj przynieśli cię tutaj
Kiba, Shikamaru i Naruto po ukończeniu misji. Obudziłaś się
dokładnie siedemnaście minut po godzinie dziesiątej.
Nie musiała mówić więcej, tak naprawdę Sakurze wystarczało
dokładnie tyle, ile już usłyszała. Nie bez powodu otrzymała
natychmiastową informację o godzinie przebudzenia.
Zupełnie jak dziesiątki innych ofiar organizacji powszechnie znanej
jako Doku4. Bowiem w ich przypadku czas — od momentu
przebudzenia — był na wagę złota. Zawsze ograniczony, zawsze ten
sam.
— Przykro mi, Sakuro — dodała. Wzrok Tsunade biegał po sali,
nie zastygał dłużej na ani jednym punkcie. — Miałam nadzieję,
że nie będzie podobnych przypadków. W końcu ostatni członek Doku
został przez was schwytany, ale... zostałaś ich kolejną ofiarą.
Zostało ci sześć godzin, Sakuro. Naprawdę mi przykro.
Trucizna, na którą nie było antidotum. Zabijająca po sześciu
godzinach od przebudzenia. Ani minuty dłużej, ani krócej. Na myśl
o tym, Sakura natychmiastowo poczuła mdłości... i obecność kogoś
jeszcze. Otulił ją niespodziewany chłód. To Śmierć —
podwładna bogini Shi5 — doglądała jej ostatnich
chwil, szykując się na zebranie żniw i zaprowadzenie prosto do
bram Krainy Umarłych. Shi najpewniej już tam czekała i ochoczo
zapraszała.
Cierpkości dodawał fakt, że poznała godzinę, w której odejdzie.
Miała umrzeć siedemnaście minut po szesnastej.
Nic nie mogła na to poradzić. Bogini rzadko okazywała litość.
Utracone nadzieje miały już nie powrócić, a bezradność przejęła
kontrolę. Wydano na nią wyrok — wymierzony niesprawiedliwie, w
imieniu cholernego draństwa.
Istniała jednak szansa, niewielka, niemalże nieistotna. Dla Sakury
właściwie bez znaczenia, ale nadal istniała — choć może
bardziej jej cień. Udało się przeżyć siedmiu osobom — z
dziesiątek lub nawet setek poddanych straceniu. Haruno jednak nie
wierzyła w możliwość, że mogłaby złapać oddech o szesnastej
osiemnaście.
W dodatku serce bolało ją z jeszcze jednego powodu.
— Jego już tutaj nie ma, prawda? — zapytała.
Cisza nie została ani na moment przepędzona. Powietrza nie wzburzył
nawet najmniejszy ruch, a Sakurą targnął szloch. Nie mogła tu
zostać. Zostało jej kilka godzin, nie zamierzała spędzić ich na
gdybaniu i bezczynności.
Musiała pozostawić ślad.
Dla niego.
Musiała o wszystko zadbać.
Dlatego nim wstała z łóżka, w duchu pomodliła się do Taiyō,
aby
świeciła nad jej losem. Usłyszała
dwa słowa, a później
wymieniła
z Tsunade jeszcze parę zdań i poprosiła
o wypis, który — jak się okazało — został przygotowany już
wcześniej.
Sakura Haruno postawiła pierwsze kroki, a
kiedy otworzyła drzwi, bezdusznie spojrzała Śmierci w oczy.
Odliczanie się rozpoczęło.
S Z E Ś Ć G O D Z I N
_________________
Shizen1
— z jap. Natura
Rimawari2
— z jap. Plony
Taiyō3
— z jap. Słońce
Doku4
— z jap. Trucizna
Shi5
— z jap. Śmierć
Od
autorki: Długo
wyczekiwane (przede wszystkim przeze mnie, nie wiem jak przez Was)
Sześć godzin,
o którym tyle wspominałam na swojej
stronie. Mam nadzieję, że prolog
zachęcił Was
do poznania tej króciutkiej (poważnie, rozdziały będą naprawdę niewielkie objętościowo xD) 6-godzinnej historii Sakury. Jak
informacje mówią — rozdziały co tydzień, seeerio,
to nie kłamstwo!
Opowiadanie
dostępne również na Wattpadzie.
Do
następnego! ♥
Jak dawno na blogach się nie udzielałam to tutaj muszę!
OdpowiedzUsuńCzuję się jakbym oglądała dobre wprowadzenie do filmu sensacyjnego, choć tym razem mam do czynienia z wątkiem świata shinobi. Co już od razu rzuciło mi się oczy w prologu to sama postać Sakury. Według mnie jest idealnie odwzorowana tak jakbym czytała mangę albo nowelki.
No i ten wątek z śmiercią Sakury... jestem ciekawa jak w sześć godzin zdoła się wszystko rozwiązać.
Czekam z niecierpliwością na rozdział!
No nie wierzę, Kao! Przysięgam, myślałam, że Ty już w ogóle na blogach nie siedzisz, a tu proszę, niespodzianka. Miło Cię tu widzieć! ♥
UsuńW takim razie się cieszę i dziękuję za komentarz. :3
Pozdrawiam!
Oh nie! To nie mogło się tak szybko skończyć! Jestem mocno zawiedziona, bo już od pierwszych zdań wciągnęłam się w historię. Krótkie rozdziały od zawsze są dla mnie katuszami. Mam nadzieję, że najbliższe tygodnie miną stosunkowo szybko abym mogła się nacieszyć tym opowiadaniem!
OdpowiedzUsuńW dodatku jestem zaciekawioną formą w jakiej chcesz to zaprezentować. Sześć godzin, sześć rozdziałów. To bardzo ciekawe literacko (warsztatowo) wyzwanie, które mam nadzieję zaowocuje rewelacyjną historią! I choć jest mi smutno, z powodu "śmierci" bohaterki, to gdzieś w środku mam nadzieję, że zaskoczysz nas fabułą, nagłą zmianą akcji i jakoś ocalisz biedną Sakurę :)
Ojććć, no niestety, tutaj same krótkie rozdziały będą. :c Ale mam nadzieję, że chociaż w minimalnym stopniu nadrobią jakością. Co do śmierci — nic nigdy nie wiadomo. Zawsze jest cień szansy. :3
UsuńDziękuję za komentarz i pozdrawiam!
Troche mnie to... przeraża.
OdpowiedzUsuńW sensie.
Kurde.
Nie mam bladego pojęcia, jakim cudem w 6 rozdziałach (każdy po godzinie życia Sakury? xd) ujmiesz to wszystko. Cały ten ogrom informacji, których tutaj rzuciłaś zaledwie garstkę.
Podziwiam, na serio.
I jednocześnie taka jestem ciekawa jak to się wszystko potoczy, że normalnie aż się nie mogę doczekać następnej części xd
Bo Prolog sztosikowy, oczywiście.
Nie za długi, nie za krótki, lecz w sam raz!
Pozdrawiam :):):)
Oo, Temira! ♥
UsuńHehe, cóż, Sakura będzie musiała jak najszybciej przewartościować, ile się da i poświęcić na to ostatnie godziny. :D Ta to dopiero ma wyzwanie!
Dziękuję bardzo i pozdrawiam! :3
Nie wiem, od czego zacząć. Szablon śliczny, bardzo ładny art Sakury, mimo że (nie wiem, czy tylko u mnie) jak już się jest w tym prologu, a nie na stronie głównej, to nagłówek znika i jest tylko szare tło. Ale to tylko szczegół! :)
OdpowiedzUsuńKurczę, czytam, czytam, czyta się przyjemnie, wydaje się, że zwykła misja, jak na shinobi przystało, a tu nagle JEB i słowa Tsunade. Zostało jej sześć godzin życia. MOCNE! Serio, opadła mi szczęka. Wkręciłam się na amen, czekam z niecierpliwością na następny rozdział, który z tego co widzę powinien pojawić się już jutro! :)
Zbieram szczękę z podłogi i uciekam, zostawiając obserwację, wstawiając link do bloga u siebie w polecanych i życząc hmm... weny nie trzeba, bo opowiadanie skończone :P
Po prostu pozdrawiam! :)
Ale mam ciary!
OdpowiedzUsuń