piątek, 31 sierpnia 2018

czwarta godzina

I jedno wiemy tylko.
I nic się nie zmienia.
Śmierć chroni od miłości,
a miłość od śmierci.
— Jan Lechoń


Nie zlękła się ani na moment, przemierzając ulice między kolejnymi domami. Była blisko. Zaledwie kilkanaście metrów dzieliło ją od celu. Niemniej jednak, pomimo prób zachowania nieugiętej postawy, w sercu Sakury zaczął narastać niepokój. Niemal przystanęła, lecz naraz zerwał się wiatr, silny i chłodny, nieprzyjemny. Złowieszczy. Szła więc dalej, odnosząc wrażenie, że gdyby tylko zwolniła, na jej plecy wpadłby ktoś... albo coś, z czym jeszcze nie zamierzała toczyć boju o życie.
Nie zauważyła, kiedy betonowy chodnik przeobraził się w brukową kostkę, a teren wokół przybrał postać zrujnowanych budynków, martwych drzew i zupełnej pustki. Pomimo upływu lat nikt nie zadbał o dzielnicę na obrzeżach wioski, dawno temu zniszczoną podczas bitwy. Na myśl o tym Sakura poczuła żal, co więc mógł czuć Sasuke? W istocie — życie z tego osiedla odeszło na długo przed zrównaniem jego większej części z ziemią, ale czy cokolwiek to zmieniało? Dziewczyna natychmiast potrząsnęła głową, bowiem niespodziewana wizja cierpienia Uchihy okazała się nazbyt przygnębiająca.
Na próżno szukała słońca na niebie, które już dawno powinno górować. Usilnie skrywały je szare chmury. Grube krople spadły na jej twarz i spłynęły po policzkach. Wtedy się zatrzymała. Po lewej wznosiła się drewniana brama, za którą stała niemała chata. Rezydencja właściwie, w połowie zburzona. Znajoma. Rodzinne progi Sasuke nie były dla niej obcym miejscem za czasów Drużyny Siódmej. Wprawdzie nie bywała tam często, ale w myślach nadal potrafiła odtworzyć układ pokojów wewnątrz budynku. Nieraz niespodziewanie razem z Naruto odwiedzała Uchihę, a kiedy ani myślał o wyjściu z nimi — wpraszali się do środka.
Serce Sakury, niejako martwe, łomotało w piersi jak oszalałe. Poczuła to już dawno; jego. Ta sama aura, nieporuszona, niemal zszarzała i nieludzka. Otuliła ją tak niedawno, zaledwie przed godziną. Na bogów, pomyślała dziewczyna. Dam radę. Wzięła głęboki wdech. W kilku krokach pokonała odległość chodnika i dotarła do drzwi. Zapukała. Raz. Później drugi.
Sasuke nie otworzył.
Przelotnie rzuciła oczyma na zegarek. Pozostało jakieś dwadzieścia osiem minut do czternastej.
Cholera jasna.
Ponownie spróbowała zwrócić na siebie uwagę lokatora, lecz okazało się to co najmniej daremne. Gdyby nie czuła obecności Sasuke w pobliżu, pomyślałaby, że dom stoi pusty. Jego chakra jednak odznaczała się zbyt wyraźnie na tle opustoszałego osiedla. Nie podjął nawet starań, żeby ukryć swój pobyt w tym miejscu. Jawnie ignorował Sakurę, co w efekcie ją wzburzyło. Kiedy jednak jej dłoń bezwiednie powędrowała ku klamce, otworzyła drzwi bez trudu. Nie zamknął ich. Być może nie liczył na to, że ktokolwiek mógł tu zawędrować. Kunoichi zastanowiła się nawet, czy za to zrządzenie nie podziękować Unmei, ale w głębi odczuwała do niej żal za los, jaki ją spotkał.
Po wejściu do środka odniosła wrażenie jakby ściany przestrzegały: wyjdź stąd. Nie wyszła. Przeszła wgłąb niedługiego korytarza, mijając zakurzone meble i stare ozdoby, na których czas odznaczył swoje piętno. Nawet na starym zdjęciu rodzinnym spostrzegła pęknięcie — przebiegało jedynie przez trzech członków, począwszy od Itachiego, na Fugaku kończąc; rysa ominęła jeszcze małego, radosnego Sasuke. Idąc dalej obserwowała zniszczenia, jakie posiadłość odniosła przed laty, za czasów istnienia Akatsuki. Doza nostalgii i wspomnień unosiła się w powietrzu.

Dziesiątki dmuchawców wzbiło się w powietrze, kiedy Naruto energicznie wbiegł w wysokie trawy nieopodal włości ich przyjaciela. Znajomy zapach, świeży i kwiecisty, szybko otulił go zewsząd, jeszcze bardziej podnosząc na duchu.
Naruto, głupku! — krzyknęła za nim Sakura. Obserwowała jego poczynania, kręcąc głową. — Tu jest ścieżka. Nie musisz deptać tych biednych roślin.
Ale, Sakura-chan, tak będzie szybciej, a Sasuke nie ma nic przeciwko. Sam tędy nieraz przechodził.
Ciche westchnienie wydobyło się z krtani młodej Haruno. Postanowiła odpuścić, niemniej nie raczyła postąpić tak jak chłopak. Wybrała okrężną drogę — nie zamierzała przyczyniać się do dewastowania dzielnicy, w której życie straciło tyle osób.
Pod drzwi podeszli prawie w tym samym czasie, głównie dlatego, że Naruto po drodze wywinął kozła, potknąwszy się o jakiś większy kamień. Zapukali, a po chwili wpuszczono ich do środka rezydencji.
Sasuke, słuchaj! — Naruto, przechodząc przez próg, złożył ręce z tyłu głowy. Sakura weszła zaraz po Uzumakim, a Sasuke zamknął za nią drzwi. — Przynieśliśmy ramen. Takiego jeszcze nie jadłeś, dattebayo! To nowy smak, jest przepyszny.
Mam lodówkę, głąbie. Tak, tak, możecie się rozgościć.
Sakura zachichotała i zupełnie jak Naruto wślizgnęła się do salonu, do którego po chwili wkroczył również Uchiha.
Mówiłam mu, że to niepotrzebne, ale sam wiesz jaki jest Naruto. — Usiadła na wygodnej kanapie i jej wzrok powędrował na jedną z jej ulubionych ozdób tego domu; piękne lilie w cynamonowym wazonie, białe i rozłożyste. Uwielbiała te kwiaty.
Wszakże czuła się nieswojo, gdy przyglądała im się zbyt długo — znad bujnych płatków i łodyg wyglądała rodzina Sasuke z paru zdjęć zawieszonych na ścianie. Nie tylko rodzice i brat, ale także inni krewni. Wszyscy za szybkami, wszyscy od dawna nieżywi, tak samo apatyczni. Najbardziej nieprzyjemny wzrok — wyjątkowo przenikliwy i oschły — zdecydowanie należał do głowy rodu, Fugaku Uchihy. To właśnie jego fotografie wzbudzały w Sakurze najwięcej ponurych odczuć.
Ciekawe co przygotował dla nas Kakashi-sensei na jutro — powiedział Naruto.
Mówił, że mamy być dobrze przygotowani i wypoczęci — dodała Sakura. — No i sama misja ma trwać około tygodnia, ale nie przedstawił więcej szczegółów. — Prychnęła z oburzeniem, składając ręce na piersi.
Niezależnie od tego, co nas czeka, dla mnie, przyszłego Hokage, to będzie bułka z masłem.
Wtedy rozległo się kolejne prychnięcie, tym razem pełne kpiny.
Powodzenia, młocie. Koniec końców to ja będę musiał wyciągać cię z tarapatów. — Sasuke minął obszerny fotel i bezszelestnie wsunął się do kuchni. — Robię herbatę. Chce ktoś?

W końcu stanęła w progu zaciemnionego, utrzymanego w wyblakłych kolorach pokoju. Nie przeszkodziło to jednak Sakurze w dostrzeżeniu ukochanego, siedzącego w kącie na podłodze, uważnie studiującego jakieś papiery. Natychmiast rozpoznała krucze włosy, kontrastujące z jasną karnacją. Pojedyncze kosmyki przysłaniały oczy i usilnie skrywały twarz. Długo ich nie przycinał. Najchętniej odgarnęłaby je dłonią, zaczesała i chłonęła obraz Sasuke bez końca.
Patrząc na niego, wiedziała: chciała żyć.
Nie pozwoliłem ci wejść. — Nie obrzucił jej nawet najkrótszym spojrzeniem. Zamiast tego sięgnął po niewątpliwie stary zwój ze stolika i rozwinął go.
Sasuke-kun. — Bezwiednie złączyła dłonie. Mozolnym krokiem wsunęła się do pokoju. Jeszcze kilka lat temu, kiedy Sakura i Naruto nachodzili przyjaciela, otwierał im drzwi. Niby niechętnie zapraszał do środka, czasem nawet ugościł. — Dlaczego?
Powiedziałem — wstał z podłogi i ruszył ku półce na książki — że spotkamy się następnym razem. Teraz nie mam czasu.
Sakura również go nie miała. Zabrakło jej jednak sił, aby to z siebie wydusić. Nie potrafiła mu się postawić. Nawet po takim czasie. Ale nadal chciała cieszyć oko jego widokiem, chociaż jeszcze przez parę minut, dlatego zamierzała chociaż spróbować. Zupełnie jak pewien odważny heros, o którym mawiały legendy. Sakura nie pamiętała jego imienia, ale wiedziała, że serce powierzył Rimawari. Pomimo wiernego oddania bogini Shizenowi i jej sprzeciwom, biedak bez końca próbował zwrócić na siebie jej uwagę, obierając za cel niemożliwe.
Nad czym tym razem pracujesz? Wciąż nad tym samym?
Tak.
Ostatnim razem, gdy odwiedził Konohę, mówił więcej. Nawet sam z siebie zaczął opowiadać o podróży, przygodach i ludziach, jakich spotkał. Wtedy też, gdy bardziej dopytała, choć nie powinien, udzielił jej tylu informacji, że musiała układać je sobie po kolei w głowie. Wyznał jej wszystko na temat światów Kaguyi, rozległych, niebezpiecznych i zupełnie różnych od siebie, które zwiedzał miesiącami. Rozmawiali całą noc aż do świtu, a gwiazdy ich słuchały.
Tym razem Sakurę musiały zadowolić krótkie, zdawkowe odpowiedzi. Mimo to odczuwała szczęście, bowiem tak dawno nie słuchała jego głosu, zupełnie jakby tysiąclecia dzieliły ją od jego ostatniego pobytu w domu.
Sakura — usłyszała. Naraz przybrała wyprostowaną niczym struna postawę i podeszła bliżej. — Wyjdź już.
Młoda Haruno liczne historie o nieznanym jej z imienia, zakochanym w Rimawari herosie pamiętała jak przez mgłę. Kojarzyła zaś jedną — niedługą, mówiącą o tym, jak to bohater po kolejnym odrzuceniu w końcu odpuścił. Tak po prostu, zwyczajnie. Niedługo po tym umarł w tęsknocie, ale zaznawszy spokoju w ostatnich latach, bowiem nie robił sobie już złudnej nadziei.
Tak też postanowiła postąpić Sakura. Odrzucić mrzonki i odejść. Dlatego posłuchała Uchihy, przed tym mówiąc jeszcze:
Chciałabym tylko... żebyś niebawem wrócił do domu już na stałe. Tu nadal jest Naruto i zawsze będzie na ciebie czekał. Tak bardzo za tobą tęsknił. Ja też tęskniłam, Sasuke-kun.
Wbiła wzrok w czarne tęczówki, te, w których widziała w s z y s t k o. Chciała zabrać ich obraz ze sobą już na zawsze. Następnie wyszła. Kiedy zamknęła za sobą drzwi, najciszej jak tylko się dało, wybiła trzynasta czterdzieści trzy. Z żalem zrozumiała, że czasu miała już bardzo niewiele — szesnasta siedemnaście zbliżała się coraz bardziej, z każdą sekundą obdzierając Sakurę z resztek złudzeń.
Chciała jednak jakoś spożytkować te ponad dwie godziny. Bynajmniej nie zamierzała siedzieć bezczynnie i czekać, aż wskazówki na tarczy dotrą do tego jednego punktu. Ruszyła od razu. Zdecydowanym krokiem opuściła Dzielnicę Klanu Uchiha, choć czuła, jak coś w jej wnętrzu bezpowrotnie pękało.
Nie tak miała przebiec ta rozmowa, nie chciała tak szybko odpuścić. Tymczasem znowu mu uległa, bez sprzeciwu, tak po prostu. Dlatego też coraz większe obawy narastały w jej umyśle, im bardziej zagłębiała się w Konohę, zamierzając zrealizować kolejne zadanie. Z ulgą jednak stwierdziła, że został jej jeszcze długi odcinek drogi, nim dotrze do centrum. Dzięki temu mogła na spokojnie ułożyć sobie w myślach plan rozmowy, która zbliżała się nieubłagalnie. I chociaż skrycie niemal pragnęła tej rozmowy, nie potrafiła opanować niespokojnego kołatania w klatce piersiowej oraz coraz większych wątpliwości.
Mimowolnie zwolniła tempo, gdy zbliżała się do znajomej kwiaciarni. Ludzi wokół nie kręciło się zbyt wielu. Raczej unikali deszczu, schowani w ciepłych domach lub pobliskich barach. Kunoichi początkowo nie planowała iść tą alejką, ale sentyment wziął górę. Uwielbiała spokojne popołudnia, podczas których przesiadywała nawet godziny w Kwiaty Yamanaka, pożytkując czas na soczystych plotkach i żartach z przyjaciółką, a także podziwiając wielokolorowe bukiety na wystawach. Choć Sakura stała na chodniku, odgrodzona od wnętrza sklepu wielkimi oknami, mogła wręcz przysiąc, że naraz poczuła ten przyjemny zapach. Przywodził wspomnienia ze wszystkich lat, nawet tych najmłodszych, gdy wraz z Ino były jeszcze dziećmi. Nie dostrzegła wewnątrz ani przyjaciółki, ani jej matki.
Wiesz, Hanako, chyba kupię mamie te zawilce — powiedziała jakaś młoda brunetka, również wpatrująca się w szybę kwiaciarni. Obok stała druga dziewczyna o zdecydowanie jaśniejszych włosach. Kunoichi wcześniej zupełnie ich nie spostrzegła, zbyt pogrążona w swoich myślach.
Kupuj, kupuj. Są śliczne — zgodziła się blondynka. — Właściwie to... Nie kupiłam wcześniej żadnej wiązanki dla Daikiego, a jutro mija kolejny rok odkąd go nie ma. Czas tak strasznie pędzi.
Pędził — w istocie.
Tyle bym dała, żeby... Sakura nie pozwoliła sobie na dokończenie tej myśli.
Z odczuwalną nostalgią wznowiła chód, pozostawiając to miejsce daleko za sobą i uciekając od nadmiaru obrazów z przeszłości. Po paru głębszych wdechach i kolejnych minutach dotarła do jednego z największych budynków Konohy — administracyjnego, w którym mieściło się biuro Hokage.
Sakura — wydukał Szósty na widok byłej uczennicy. Nie musiał mówić więcej, żeby Sakura wiedziała, że miał doskonałe rozeznanie w sytuacji; jako dowódca wioski przyjmował raporty z misji, dokładnie zapoznając się z ich przebiegiem.
Kakashi-sensei. Nie przyszłam się żegnać, w końcu oboje tego nie lubimy. — Hatake skinął głową w zrozumieniu, w duchu przyznając jej rację. Mężczyzna nie wydał się jednak zaskoczony takim obrotem spraw, jakby doskonale wyczuł intencje dziewczyny. Pożegnania należały do jednych z najtrudniejszych momentów w życiu i często nie wymagały żadnych słów. Rozsiadł się więc wygodniej w fotelu, podparł brodę na splecionych dłoniach i wbił wzrok w kunoichi. — Czy coś od nich wyciągnięto? Od tych z Dozu? Jakiekolwiek informacje, które mogłyby...? — Natychmiast urwała zdanie, widząc smętne spojrzenie Hokage. Kiedy zaś przerwała i nadal siedział bez słowa, a oczy spuścił w dół, nawet nie dopytywała.
Będziemy próbować.
Zostały mi raptem dwie godziny — wcięła się. — Nawet jeżeli cokolwiek od nich wyciągnięcie, nie starczy już czasu na przyrządzenie antidotum, jeżeli takowe w ogóle istnieje.
Kiedy ostatni raz rozmawiała w tym gabinecie z byłym mistrzem, dostarczono jej najpiękniejszą od miesięcy informację — o powrocie Sasuke. Tego dnia natomiast nie usłyszała nic, co mogłoby ją jakkolwiek pokrzepić, a w tym przypadku milczenie było piekłem. Sakurze pozostało już tylko modlenie się do dawno zapomnianych bogów i nadzieja na to, że Unmei przychylnie pokieruje jej losem.
W głębi serca wciąż liczyła na to, że zostanie ósmą osobą, choć zarazem z każdą kolejną sekundą wątpiła coraz bardziej.
Mam prośbę, Kakashi-sensei.
Zgodził się. Bez pytań. Bez sprzeciwów. Uszanował życzenie Sakury, wydał pozwolenie i udzielił jeszcze kilku niewielkich informacji.
Kiedy wychodziła, rzuciła tylko:
Dziękuję za wszystko.
Do kolejnej godziny zostało zaledwie siedem minut, a tyle wystarczyło, żeby z biura Hokage przedostać się do zakładu karnego. Tam spotkała Ibikiego Morino — prowadzącego jak dotąd nieudane przesłuchania członków Dozu. Wpuścił ją za okazaniem stosownego świstka.
Z Asuką Hattori proszę.
Sakurze już dawno tak bardzo nie łomotało serce.

K O N I E C   G O D Z I N Y   C Z W A R T E J


Od autorki: Tum-dum-dum. No to szykuje się konfrontacja. Jak myślicie, Sakurze uda się coś wyciągnąć? Może znajdzie sposób, żeby pozbyć się trucizny, hyyym? Albo nie. Hyhy. Któż to wie?

PS Powiem Wam, tak w tajemnicy, że imię Asuka wcale nie przez przypadek kojarzy się z pewnym pięknym polskim określeniem. ;)

3 komentarze:

  1. Sasuke jest taki Sasukowaty... nie da wysłuchać. Tekst, że zobaczą się później. Co ja gadam! Zobaczy oczywiście - w trumnie.
    No i ciekawa jestem tej rozmowy Sakury z tą Asuką (chociaż z tym imieniem się wpasowałaś w moją ulubioną zawodniczkę WWE - jest nieprzewidywalna i szalona delikatnie ujmując).

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz co...
    Jak ja tak słuchałam tego durnia, Sasuke, to aż sobie pomyślałam, żeby ta Sakura faktycznie sobie, kurna, umarła! A tak o, żeby mu było cholera raz jeden w życiu głupio!
    O ile by się tym przejął, fakt faktem.
    No ale jednak
    Dałoby mu to po nosie!
    Zasrane Uchiha. Jakby to dziadostwo nie mogło być choć cień milsze! Tylko trochę, przecież nikt mu nie każe od razu podskakiwać pod tęczą. No ale nie. Po co.
    Lepiej być chujem xd
    Ale on mnie denerwuje no xDD

    Dobra. Nie ważne - to ja zaspamiłam ci całego wattpada. Trochę mi wstyd. Trochę.

    No i czekam na kolejna godzinę.
    Tym razem nie przeoczę! ;)

    Pozdrawiam.
    Temira

    OdpowiedzUsuń
  3. TEN DOPIS OD AUTORKI ♥
    LECĘ CZYTAĆ DALEJ

    OdpowiedzUsuń

LAYOUT BY OKEYLA